O wzruszaniu ramionami – sprawy księdza Czajkowskiego ciąg dalszy
Za moim redakcyjnym oknem przeciera się niebo, a ja czytam wpis od Radka Górki, że mu przykro, ale na dylematy pokolenia Solidarności większość jego znajomych przed trzydziestką wzrusza ramionami. I że on rozumie i tych, co się przejmują sprawą księdza Michała jak ja czy Jacek Żakowski – i wielu innych ludzi z naszych środowisk i naszego pokolenia – i tych, dla których to tylko mało istotny news.
Głupio by było to oceniać, fakt, ale skrobię się w łysiejącą czaszkę: jak to jest, powinno obchodzić czy nie? Normalne, że wzruszają ramionami czy nie? Brakuje im wyobraźni, żeby zobaczyć, że to jednak jakoś i ich dotyczy, bo żyją w tym samym kraju, czy wykazują zdrowy odruch samoobrony – mamy własne życie, własne problemy, czemu mamy się tym przejmować? Niebo przeciera się leniwie, więcej chmur niż światła.
No chyba wystarczy postawić te pytania bez odpowiedzi. Niech głowy pracują. Ale przypomniało mi się, jak mnie wciągnęła sprawa Stanisława Brzozowskiego. Umarł młodo, zdążył zostać jednym z najważniejszych polskich pisarzy podejmujących nasze nieśmiertelne problemy: religia, naród, polskość, nowoczesność. To był kultowy autor wielu pokoleń polskiej inteligencji, przynajmniej tej jej części, która lubiła szukać dziury w całym. Sto lat temu oskarżono go, że był agentem caratu i nigdy tej sprawy do końca jasno nie rozstrzygnięto. Poznałem sprawę Brzozowskiego grubo ponad pół wieku po śmierci pisarza. Powinienem był wzruszyć ramionami. Ale czułem, że to bardzo polska i zarazem bardzo ludzka historia, która jakoś dotyczy i moich czasów.
Niedawno zrobiono niezły szum wokół tak zwanej Ewangelii Judasza. To tekst sprzed prawie 2 tysięcy lat. O zdradzie i o tym, żeby zdrajcy wybaczyć, bo zdradził, aby mógł się wypełnić zbawczy plan Boży. Można ten tekst odrzucać teologicznie i moralnie – i Kościół go odrzucił jako heretycki – ale czy ta historia sprzed wieków nie daje nam do myślenia? Niebo prawie się przetarło, ale wieje zimny wiatr.
Komentarze
Sprawa ks. Michała Czajkowskiego i sposób jej przedstawienia w mediach budzi mój podwójny niesmak. Może właściwiej byłoby powiedzieć, że kwestia smaku dotyczy raczej mediów, ale wstrząs prawdziwy wywołały we mnie treści teczek z IPN. Zwłaszcza fragmenty dotyczące ks. Jerzego Popiełuszki oraz faustowska fraza „nie dla władzy, lecz dla reformy” – przypiswyana księdzu. Bardzo cenię działalność księdza Czajkowskiego na polu dialogu międzyreligijnego oraz na rzecz katolicyzmu dialogicznego (nieuprzedzonego) odczytującego znaki czasu. W świetle upublicznionych dokumentów jednakże ta działalność nabiera nowego wymiaru – także dla mnie osobiście. Jestem wielkim zwolennikiem soborowej reformy i uważam, że polskiemu Kościołowi potrzebny jest Sobór Watykański II a nie kolejny. Jesteśmy dopiero u podstaw odnowy. I teraz okazuje się, że dla przeszczepienia tej reformy na nasz grunt, sprzedaje się przyjaciół, znajowmych, braci w kapłaństwie, duszę….To jest porażające.
Inną zupełnie sprawą jest to, w jaki sposób Kościół instytucjonalny reaguje na tę falę lustracji, która go nie omija. Ks. Isakowicz-Zaleski zapowiada uajwnienie kolejnych nazwisk, które wsztrąsną krakowskim Kościołem. Jest to reakcja po zignorowaniu przez archidiecezjalną Komisję Pamięc i Troska jego próśb o pomoc w tej sprawie. Środowisko Znaku i Tygodnika Powszechnego jest podzielone i jakby czeka na koeljną bombę, której odpryski dosięgną także ich bliskich, cieszacych się wciąż dużym autorytetem. Reakcja Kościoła jest testem jego wiarygodności. Jestem zdania, że tutaj jest miejsce dla świeckich. W przypadku powstawania komisji, udział duchownych narażone jest na sprzeczność interesów po prostu. Dlatego pewne niezależne autorytety moralne o niekwestionowanej opinii jak np Władysław Bartoszewski, Stanisław Wilkanowicz powinny zostać zaangażowane w proces oczyszcania Kościoła we współpracy z IPN i hierarchią, rzecz jasna. Stefan Swieżawski powiedział kiedyś, że Kościół powinien być ubogi, otwarty i służebny. Dzisiaj czas na służbę i ubóstwo….
Nie zgadzam się z Górką. To nie są dylematy pokolenia solidarnościowego, to dylematy człowieka myślącego. Myslącego – bez względu na pokolenie.
Od wczoraj nie myslę i nie mówię o niczym innym, bo mi kolejny autorytet szlag trafia.
Aż mi się syn wkurzył i przy kolacji ryknął: „Czajkowski nie twój brat ani swat! Nie znasz prawdy, nie znasz przyczyn i pewnie nigdy ich prawdziwie nie poznasz. Bierz to, co w tym człowieku dobre i mądre. A z resztą daj sobie spokój. Inaczej zwariujesz”.
I tak sobie myślę, że trochę racji to moje dziecko (26) ma. Przynajmniej narazie.
Na przełomie lat 70/80-tych studiowałam na KUL-u. Poznałam wielu księży. Byli to naogół ludzie z biednych, często wiejskich środowisk, którym seminarium dawało mozliwość awansu społecznego. Dzieki temu mieli pozycję, szacunek, pieniądze i… władzę. Przykre, ale na kilkunastu kolegów-księży, jedynie dwóch zdawało się mieć prawdziwe powołanie. Wszyscy mieli jedną wspólna cechę – strasznie dużo gadali. O przezyciach w seminarium, o wyjazdach zagranicznych, o samochodach, o znajomych i nieznajomych, z kim sie spotkali, co widzieli – trzaskali dziobem czy ktoś chciał czy nie chciał słuchać. Po co? Byc może żeby wzbudzic zaufanie, byc może z chęci imponowania, a często po prostu z głupoty.
Wszyscy wiedzielismy, że na KUL-u jest pełno kapusiów, niektórzy byli nam znani. I byli to naogół ludzie bardzo inteligentni, dobrzy studenci lub sensowni wykładowcy. Idiotów wśród nich nie było, to pewne.
Jesli więc połączyć bezmyslna paplanine księży i bystrość agentów – o właściwe wnioski nie trudno.
Pewnie paru moich kolegów księży mocno się zdziwi, jesli ktos kiedyś wyciągnie ich teczki.
Jak to często powtarzał ks.prof. Kamiński: „pobożność przechodzi, głupota zostaje” i kosił księży na egzaminie, aż wióry leciały.
Jestem rozżalona i wściekła.
Może rzeczywiście „gruba kreska” to był błąd? Może rzeczywiście trzeba było otworzyć archiwa i niech sie dzieje wola Nieba? Przynajmniej mielibyśmy już to wszystko za sobą.
Mysle, ze syn Kropki (moge tak o Pani?…) ma racje zwracajac uwage na to, ze o wielu rzeczach, o bliskim kontekscie tej sprawy – nigdy nic nie bedzie nam wiadomo. oczywiscie co do pewnych kwestii nie mozna pozwalac sobie na takie relatywizujace usprawiedliwienia, i nalezy zachowac „pryncypialne” podejscie… Ale zycie uczy, ze pozory czesto mieszaja sie z prawda, i ze odkrycie tego faktu bywa niespodziewane i potrafi wywrocic swiat do gory nogami.
Mysle teraz o strasznej samotnosci czlowieka, ktory znalazl sie – jak ks. Czajkowski – w takiej sytuacji. samotnosci wobec wlasnego sumienia oraz wobec nieodwracalnosci wlasnych czynow (o ile mialy miejsce).
Jestem za tym, aby ocenia czlowieka (skoro musimy to robic) rowniez po tym, jak zachowa sie wobec takich oskarzen.
Uwazam tez, ze nalezy wysluchac co ma do powiedzenia, czy chce w tej sprawie cos wyjasnic.
I… no wlasnie… jak sie zachowa.
Ksiadz Czajkowski byl dla mnie szczegolnym autorytetem, miedzy nimi z powodu jego zaangazowania w dialog zydowsko- chrzescijanski. Obserwujac reakcje po publikacji materialow na temat wspolpracy ks. z SB odnosze wrazenie ze dla wielu ludzi nie jest wazna sprawiedliwosc, a „dokopanie” (prosze wybaczyc slowo) Radzie ds. dialogu z judaizmem, „filosemitom z GW” , ksiedzu – rabinowi. Niestety jestesmy swiadkami nagonki na wszystkich inaczej myslacych. Obawiam, ze na nastepnej liscie agentow w srodowisku koscielnym znajda sie ludzie przede wszystkim zwiazani ze srodowskiem TP. Dowody przeciwko ksiedzu sa silne ja zas nie jestem zwolenniczka teorii spiskowych. Ale na listach agentow pojawiaja sie osoby znienawidzone od dawna przez pewne srodowiska koscielne. Ks. Tischnera tez zapewne uwazano by za podejrzanego.
Wiele historycznych przykładów o przebaczaniu zdrajcom powinno nam dawać do myślenia. Ale, o dziwo, teraz, kiedy górę w naszym kraju bierze „polityka historyczna” (niestety, pełna rewanżyzmu i błędnie rozumianej idei patriotyzmu), te właśnie przykłady są wyrzucane poza margines. Myślenie ma kolosalną przyszłość, ale jeszcze nie w naszym kraju.
Czytam w komentarzach, ze z przyjaciolmi zostaje sie do konca, na dobre i na zle. Czytam, ze trzeba brac pod uwage nie tylko to co bylo kiedys tam zle, ale takze zaslugi obecne. I to co teraz, powinno liczyc sie bardziej.
Ale czytam takze w „Dzienniku” tekst Pawla Lisickiego:
„(…) Otoz okazuje sie, ze srodowiskowa wiez jest dla wielu obroncow ksiedza wazniejsza niz szacunek dla prawdy i uznanie dla elementarnego porzadku moralnego. Zamiast zastanawiac sie nad krzywdami, jakie donosy sprawily rzeczywistym ofiarom – ksiedzu Popieluszce, Jackowi Kuroniowi, czy wielu innym nieznanym nam jeszcze ludziom – wplywowi publicysci bronia donosiciela. Zamiast naklaniac go do wyznania prawdy i pokuty, utwierdzaja go w przeswiadczeniu, ze nic sie nie stalo, ze wspolpraca z SB to drobnostka. Mowiac, by nie sadzono, sami dokonuja osobliwego osadzenia, zgodnie z ktorym nie ten, kto donosil, ale ten kto ujawnil, staje sie oskarzonym. I tak na oltarzu dobrych stosunkow i przyjazni z ksiedzem Czjkowskim poswiecaja pamiec tych, ktorych zdradzono i wydano w rece bezpieki.”
Nie jestem za odwetem, nie jestem za paleniem na stosie, nie ma we mnie msciwej satysfakcji, ze kogos dopadla sprawiedliwosc… ale tekst red Lisickiego jednak przemawia do mnie i to niekoniecznie w tej konkretnej sprawie, ale we wszystkich UDOWODNIONYCH tego typu sprawach.
Vox, ja nie jestem pewna, czy tu można mówić o obronie. Wszyscy sa w szoku i albo nie wierzą, albo szukają przyczyn. Bo to sie po prostu i po ludzku nie mieści w głowie. W dodatku znając chocby pobieżnie, metody stosowane przez UB, Sb czy jak ich tam zwał, nie mozna sie dziwic ludziom, że podchodzą do sprawy z dużą dozą podejrzliwości.
Myslę, że z czasem ks Czajkowski wszystko wyjaśni na spokojnie. Człowiek tej klasy nie będzie chował głowy w piach.
Za oknem majowy kończy się dzień; nieliczne chmury przesuwają się po sennymi już niebie; widoczne w dali budynki centrum wtapiają się w szarości wieczoru; jeszcze tylko syreny przejeżdżających na sygnale karetek czy czego tam przypominają, że, bez wytchnienia, Warszawa żyje. Na szczęście nie mogę skrobać łysiejącej czaszki, mam 22 lata. Nie jest mi jednak do śmiechu. Przeciwnie ? udziela mi się atmosfera wokół sprawy ks. Michała Czajkowskiego.
Niby nie moja rzecz. Osobiście ks. Czajkowskiego nie znam. Ale kiedy przeczytałem w środę rano, co wydrukowało ?Życie Warszawy? pierwsze co pomyślałem to ?Odczepcie się od niego? (a faktycznie o wiele ostrzej).
Któregoś razu, gdy byłem na Starówce i miałem zawieszony na szyi aparat fotograficzny, zobaczyłem ks. Czajkowskiego w towarzystwie obecnego kapelana prezydenta… i nagle podeszła do mnie jakaś staruszka i powiedziała: – Wie pan, kto to jest? To ksiądz Czajkowski, wielki człowiek, niech pan idzie i zrobi zdjęcie. No niech pan zrobi.
Nieważne, zrobiłem czy nie. Nie. Uśmiechnęliśmy się do siebie ze staruszką, zgadzając się co do oceny księdza. A ja ? fakt, że nieskromnie ? ale pomyślałem: przecież jeszcze się zdążymy spotkać, zdaje się, że łączą nas podobne wartości i prędzej czy później nasze drogi się skrzyżują.
Myślę tak o wielu osobach. Mówi się, że w dzisiejszym świecie nie ma miejsca na autorytety; ja tego zdania nie podzielam.
Żałuję, że niektórych, jak Jacka Kuronia, nie zdążyłem spotkać; że do spotkania z innymi być może jeszcze nie dorosłem. I nie jest mi obojętne, jeżeli naganiacze i bigoci organizują akcje przeciw tym osobom. Nie jestem ślepy, nie wykluczam prawdziwości niektórych tez p. Witkowskiego. Ale czuję niesmak. ? Sprawa jest grubymi nićmi szyta ? jak ujął jeden z moich wykładowców. Klimat nagonki jest wyczuwalny. A to klimat przyjemny tylko dla łajdaków.
W takiej atmosferze stawanie po stronie oskarżonego wymaga odwagi. Duże wrażenie zrobił na mnie tytuł komentarza Jana Turnaua w ?Gazecie?: ?Wierzę mojemu spowiednikowi?.
Mam 28 lat, więc jestem, jak napisano wcześniej, z pokolenia „wzruszającego ramionami” na wieści o współpracy księży z SB. Nie wzruszam ramionami, ja po prostu nie mam zielonego pojęcia co mam o tym wszystkim mysleć. Nie pamiętam PRL-u, nie na tyle by coś z tych wspomnień rozumieć. W swoich poglądach opieram się często na relacjach i opiniach innych. I tu jestem najbardziej załamany. Obecnie kościół prześciga się w potępianiu filmu „Kod Da Vinci” mając znacznie poważniejszy problem do rozwiązania. Brak wyrazistego i znaczącego ustosunkowania się kościoła do ujawnianych ostatnio sensacji jest dla mnie jego porażką jako instytucji. Oskarżenia wspomnianego filmu na pierwszych stronach gazet o bluźnierstwo są dla śmieszne i żałosne w kontekście kompletnej bezradności i nieumiejętności zopiniowania postaw i zachowań swoich kapłanów. Ten brak (chyba) odpowiedzialności jest dla mnie kompromitacją , dalece bardzie rażącą niż „agenturalna” przeszłość niektórych duchownych. Chciałbym wierzyć w ludzi i instytucje, w wartości, które powinni reprezentować. Niestety obecna sytuacja, każe mi we wszystko wątpić.
Nie wierzę w winę ks. Czajkowskiego.UB fabrykowało dokumenty ,aby mieć na kogoś haki w przyszłości.Ks.Czajkowski miał rzekomo skończyć współpracę ponad 20 lat temu, a wszysko co czytam na ten temat dziwnie pasuje do dnia dzisiejszego.Wreszcie użycie zwrotu”pewne kregi uznają ks.Czajkowskiego ca wzorzec moralny” ,czy coś wtym rodzaju,dyskwalifikuje autora jako historyka.Dodam jeszcze że dziwnie się składa że w IPN są wyłącznie „historycy”,ktorych można zaliczyć do tzw. nawiedzonych.
1. A mi sie widzi, Populicko, ze pon Lisicki sie myli (roz na 100 roków nie zgadzom sie z Populickom, cyli chyba właśnie te 100 roków minęło 🙂 ). Moim zdaniem obrońcy księdza nie przedkładajom więzi środowiskowej nad prowde, oni ino fcom dokładnie sie upewnić, jako ta prowda jest. Bo dyć kieby sie jednak okazało, ze ks. Czajkowski jest niewinny, to by – na mój dusiu! – znacyło, ze zrobiono mu straśnom krzywde! Straśnom!
2. A współcucie dlo donosicieli? Jezeli wspócującymi som ik ofiary (a dyć
cęsto som, choćby śp. pon Kuroń, ale nie ino on), to chyba majom do tego prawo? Zreśtom jo sam juz kiesik pedziołek, ze nie bede na zodnyk Wildśtajnowyk listak sprawdzoł, cy ftoś w rokak osiemdziesiątyk na mnie donosił. Ale kiebyk jakoś i tak dowiedzioł sie, ze ftoś donosił, to bardziej byk współcuł donosicielowi niz samemu sobie.
3. Cytom wypowiedzi przeciwników „Gazety Wyborcej” i „Tygodnika Powsechnego” i mom wrazenie, ze oni sie straśnie ciesom tom całom awanturom wokół ks. Czajkowskiego. Hura! Hura! – zdajom sie wołać – Wielki autorytet „GW” i „TP” okazoł sie ubekiem! Alleluja! Cy to jest – kruca! – po krześcijańsku? Z tego co bocem, kie wybuchła sprawa donosów ojca Hejmo na papieza, „Tygodnik Powsechny” jakoś nie skakoł z radości, ze oto skompromitowoł sie cłek związany z Radiem Maryja. I to jest jeden z powodow, dlo ftóryk lubie „Tygodnik Powsechny” – hań lezącego sie nie
kopie. Hau!
moze jest tak bo my Polacy przez nasza historie mamy kompleks oblezonej twierdzy i strach przed obcymi agentami wsrod nas…
dlatego moze dla nas nawet zdrada sprzed 200 czy 500 lat to sprawa osobista
Podzielam niepokój kropki i Jakuba. Mimo, że z ks. Czajkowskim miałem okazję „spotkać” się tylko jeden raz i za pośrednictwem wywiadu pana Adama Szostkiewicza w przedświątecznej polityce. Nie znałem wcześniejszej działalności księdza, nie znałem jego zasług dla dialogu polsko-żydowskiego. Ale pamiętam, że rekomendowałem wspomniany artykuł członkom mojej rodziny: „Bo to wywiad z mądrym człowiekiem”. Wizja religijności prezentowana w wywiadzie przez księdza i wizja dialogu między religiami w pełni pokrywały się z moimi przekonaniami.
Ostatnio jestem za granicą i czasami informacje z Polski docierają do mnie z pewnym opóźnieniem. I początkowo słysząc o aferze nie skojarzyłem jej z postacią księdza. Dzisiaj przypadkiem zobaczyłem jego zdjęcie i przypomniała mi się fotografia zamieszczona w tamtej „Polityce”. Szukając w google tamtego artykułu miałem nadzieję, że to tylko złudzenie. Mam 22 lata i niepotrafiłbym jednym tchem wyliczyć moich autorytetów. Inspirują mnie raczej pewne postawy i poglądy rozproszone między wieloma postaciami. Ksiądz Czajkowski jest??/był?? jedną z takich postaci…
Czytam wlaśnie „Żart” Milana Kundery, przypomina mi sie memento Wislawy Szymborskiej- „Tyle o sobie wiemy ile nas sprawdzono” i jeszcze bardziej wspólczuję tym którzy żyli w tych ponurych czasach. Jestem z pokolenia sprzed trzydziestki. Jak bym sie zachowal, co zrobil ,potrafil odróżnić prawdę od falszu , czy walczylbym w Powstaniu Warszawskim, czy wylamal z perwersyjnej fascynacji komunizmem, poparl Solidarność.Nie wiem, ale co najważniejsze ja tego nie chce wiedzieć.Mechanizm wypychania zlych informacji dziala podświadomie tak jak u rodziny chorego gdy dowiaduje sie że jest z nimcoraz gorzej.Choć wiem, że kiedyś rownież i ja będe musial podejmowac dramatyczne wybory. Może nie z takim historycznym tlem, nie z takim ciężarem gatunkowym, ale jednak. Dziś latwo szastać moralnymi osądami „siedząc w ogrodku sącząc alkohol i ciesząc sie życiem”. Krótki wyrok -zdrajca i koniec .Zero refleksji,bo któż z mlodych chce się nad tym rozwodzić. Dookola tetni życie, które już nawet nie biegnie,ono gna do przodu.
W rozważaniach o wlasnej postawie życiowej, wplątaniu czlowieka w historię latwo jednak pogubić drogowskazy i upajać się relatywizmem. Nie ma dobra,nie ma zla. Wszytsko jest względne zdrada przyjaźn,zaufanie. A jednak JEŻELI ks.Czajkowski świadomie donosil to kogoś skrzywdzil. Może to wlasnie ofiary donosów powinny stać nam teraz przed oczami. Może empatię co do sympatycznego księdza zastapić swoista wiktymologią. Pewnie dlatego dla każdego prokuratora obecność zdruzgotanej rodziny ofiary na rozprawie jest tak bardzo ważna.Nie pozwala zapomniec, kierowac się sympatią do sprawcy,który zblądzil
Jak więć trafić w zloty środek nie miotając przy tymsie od ściany do ściany. Choc jestem zdecydowanym przeciwnikiem odbierania komus prawa do komentarza z powodu mlodego wieku, może wlasnie w tym przypadku dwudziwestoparolatek powinien wymownie milczeć. Oczywiście odrzucając ta irytującą postawę lekceważenia prrzeszlości. A może jest to kolejne usprawiedliwienie i wspólczesny gest Pilata.
Nie zazdroszczę Panu dylematu. Za sprawa Maleszki stracil pan zaufanie.Zaufanie, które(choc brzmi to troche patetycznie)jest moim skromnym zdaniem fundamentem ludzkiej cywilizacji.Na zaufaniu opiera się każda nasza decyzja.Czy to co widze,slysze,czuje jest tym czym jest( stąd fenomen filmu MATRIX). Czy to co mowisz jest prawdą ,czy wchodząc z toba w jakikolwiek kontakt handlowy, uczuciowy, towarzyski moge ci zaufac,Czy byleś wreszcie tajnym wspolpracownikiem. Jakąkolwiek podejmie Pan decyzje zadra straconego,podkopanego zaufania będzie tkwila na zawsze.Ważne żeby nie zmarnowala Panu życia jak to się być może stalo w przypadku pana Wildsteina i wielu wielu innych.Serdecznie pozdrawiam.
W swoim poście wypowiedziałem się nie w „imieniu” całego pokolenia Polaków w okolicach trzydziestego roku życia, opisałem, jak to zauważył Pan Szostkiewicz większość moich znajomych. Czy jest to z ich strony odruch samoobrony? To prawdopodobne. Od siebie dodam, że te reakcje które obserwuje mieszczą się w szerzej pojętym zniechęceniu do świata polityki. A sprawa ks. Czajkowskiego ma niestety silny wymiar polityczny. Gubi się tu dramt człowieka, zamiast którego dostaje się sieczkę medialną wpisującą się w „agenturalną” historię naszego piętnastolecia (a to sprawa Kwaśniewskiego, a to Wałęsa kontra Radio Maryja, wcześniej jeszcze noc teczek itd.). Efekt taki jak jest – moi znajomi wzruszają ramionami. Kropka pisze, że dylemat księdza Czajkowskiego powinien być dylematem ludzi myślących. Zgadzam się. A jednak duża ilość moich znajomych, moich o rówieśników myśli o czym innym.
I na koniec, bo zdałem sobie sprawę, że opisałem pewne spostrzeżenia nie zajmując swojego stanowiska – sprawę księdza Czajkowskiego przeżywam. I z powodów rodzinnycoh i z racji zainteresowań. A dlaczego rozumiem tych moich znajomych? Bo może jest tak jak opisał to Szymon z Poznania, który nie wie co ma myśleć o całej sprawie. Lustracja w Polsce nigdy nie miała miejsca, nikt nie wyjaśnił w debacie publicznej tym którzy nie żyli w tych czasach: kiedy, jak, dlaczego?
Niebo jest błękitne, ale najlepiej podziwiać je zza okna, bo to nic przyjemnego stać na zimnym wietrze.