Harcownik Vance

Rozdźwięk między administracją Trumpa a sojusznikami USA w Europie widać gołym okiem. Nic dobrego z tego nie będzie, mimo że Europa nie chce konfliktu z Trumpem, tylko konstruktywnych rozmów. Przemówienie wiceprezydenta Vance’a do uczestników monachijskiej konferencji o bezpieczeństwie było afrontem, jeśli nie prowokacją. Vance pozwolił sobie na wystawianie cenzurek państwom europejskim, wytykając im rzekome odchodzenie od wartości demokratycznych.

Powinien był ugryźć się w język, bo to raczej Ameryka Trumpa odchodzi od wartości, które przez dziesięciolecia promowała: obrony praw człowieka, ładu opisanego w międzynarodowym prawie, wolnego handlu, wspierania społeczeństwa obywatelskiego, humanitarnej pomocy w krajach rozwijających się.

Ameryka Trumpa wraca do izolacjonizmu zamiast wolnego handlu i do promocji wojny kulturowej zamiast praw człowieka. Wraca do myślenia o świecie w kategoriach stref wpływów i woluntaryzmu politycznego zamiast dialogu i współpracy z sojusznikami. Grozi, tumani, przestrasza z jednej strony, z drugiej mami lukratywnymi transakcjami, bo przecież wierzy, że wszystko na tym świecie jest na sprzedaż.

Tak konfrontacyjnego przemówienia jak to Vance’a w Monachium nie było od 2007 r., kiedy Putin zmienił front wobec Zachodu i oskarżył go o wrogość do Rosji. Konsekwencje tego zwrotu dobrze znamy, najnowszą jest napaść Rosji na Ukrainę, a w tym momencie zapowiedź rozmów „pokojowych” z Putinem. Vance powiedział, że nie boi się Rosji, tylko wrogów Europy w niej samej.

Na pewno nie myślał o skrajnej prawicy, bo przecież zaraz po tym przemówieniu spotkał się z liderką AfD, a nie z ustępującym kanclerzem Scholzem. Powtórzył więc gest Muska, i to po odwiedzinach obozu w Dachau. Co do intencji ingerencja trumpistów w niemieckie wybory parlamentarne niczym nie różni się od ingerencji Rosji w niedawne wybory prezydenckie w Rumunii: chcą z zewnątrz pomóc skrajnej prawicy. Vance miał przy tym czelność wytykać Europie rzekomy brak wolnej debaty publicznej i wolności słowa. W istocie debata w Europie nie dotyczy ograniczania wolności słowa, tylko skutecznego udaremniania nadużywania tej wolności przez skrajną prawicę i ruskie trolle.

Czy Vance słyszał o celach i przesłaniu europejskiej skrajnej prawicy: prorosyjskim, antyukraińskim, de facto antywolnościowym, choć wolnością i demokracją wycierają sobie bez przerwy usta, przekazie antykapitalistycznym i antyunijnym, za to łaskawym dla kultu wodza, żelaznej ręki, aneksji obcych terytoriów, wyrównywaniu historycznych rachunków, skręcenia religii, prawa i państwa w skrajne prawo?

Oczywiście, że słyszał, bo mu suflują obecni doradcy w Białym Domu pokroju Steve’a Bannona, posłańca katolickiej kontrkultury w Europie. Mówił to, co mówił w Monachium, szczerze. On w to wierzy. Nie bierze tylko pod uwagę, że jego audytorium słuchało go z głuchym niedowierzaniem, że to się dzieje. I w lodowatym milczeniu. Przemówienie prezydenta Zełenskiego przyjęto owacją na stojąco.

Czołowi dygnitarze Unii Europejskiej nie mogą sobie pozwolić na dosadną polemikę z  przemówieniem Vance’a. Ale może to robić europejska prasa i niektórzy politycy. Na przykład odchodzący minister obrony Pistorius, który nazwał przemówienie „nieakceptowalnym”. Radosław Sikorski opowiedział Vance’owi na tej samej konferencji, że w Polsce nie mamy wątpliwości, że zagrożeniem dla Europy, liberalnej demokracji i przyzwoitości jest Rosja putinowska, a telefon Trumpa do Putina to był błąd.

Wynika z tego, że trumpiści osią sporu między Europą a Stanami Trumpa chcą uczynić stosunek do Rosji, a niezauroczeni Trumpem już mają w tej sprawie wyrobione zdanie. Tylko że sam Zełenski przyznaje, że bez pomocy amerykańskiej zdolność Ukrainy do samoobrony przed agresją Rosji byłaby dramatycznie osłabiona. W Monachium trochę desperacko wzywał więc do stworzenia „armii Europy”. Takie próby dotąd się nie zmaterializowały, a czasu nie ma.

Plan Putina jest jasny na modłę KGB: ograć Trumpa, upokorzyć wolną Europę, zawrzeć rozejm, wymóc zniesienie sankcji i wybory w Ukrainie, które wyniosą do władzy jakiegoś nowego Janukowycza, i podpisać z nim traktat o wieczystej przyjaźni i współpracy na modłę białoruską. Tego nie chcemy, a więc…