Pilna randka w Paryżu

Właśnie minęła pierwsza rocznica śmierci Aleksieja Nawalnego. Mieszkająca w Niemczech wdowa Julia Nawalna mówiła z tej tragicznej okazji o marzeniu o wolnej Rosji. A z Kremla płynęła fala komplementów pod adresem Trumpa. Przyjął ponoć zaproszenie do wizyty w Moskwie. Putinowi zrobi dużą przyjemność, jeśli pojawi się obok niego na trybunie podczas świętowania okrągłej rocznicy wkroczenia armii sowieckiej do Berlina.

Ale to odległa perspektywa. Dziś śledzimy wiadomości – skąpe – o przygotowaniach do spotkania wysłanników Rosji, USA i Ukrainy do Arabii Saudyjskiej. Z nimi trudno wiązać nadzieje. Miejmy nadzieję, że poniedziałkowy nadzwyczajny szczyt liderów europejskich zwołany w Paryżu przez Macrona w sprawie Ukrainy i bezpieczeństwa europejskiego okaże się czymś więcej niż polityczną randką.

Nie chodzi o to, byśmy się kochali, tylko o to, by Europa mówiła jednym głosem na te dwa kluczowe tematy. I żeby za słowami poszły czyny: zwiększenie wydatków na obronność, solidarność z walczącą Ukrainą, opracowanie planu awaryjnego, jeśli Ameryka Trumpa wycofa się całkowicie z Europy.

Jasne, że nie wszyscy przywódcy europejscy są chętni do udziału w tym projekcie, więc na szczyt nie zostali zaproszeni. Nie jest to pierwsza liga. Cieszy, że zaproszony został premier Polski, bo pod jego przywództwem nasze państwo wróciło na arenę europejską jako partner wart wysłuchania i współpracy właśnie w kwestii bezpieczeństwa i stosunku do Ukrainy. Tusk temat bezpieczeństwa wywindował na szczyt agendy unijnej w momencie, gdy Polska sprawuje prezydencję. To dodatkowy instrument budowania w UE koalicji chętnych do działania.

Na spotkanie „robocze” zaproszone zostały największe państwa UE. Prócz Francji – Niemcy, Włochy, Hiszpania, Polska i Dania jako reprezentant unijnych państw skandynawskich i bałtyckich. Szczególnie cieszy zaproszenie Wielkiej Brytanii, której lewicowy rząd trwa przy Ukrainie, a z racji „specjalnych relacji” z USA, może być dodatkowym kanałem komunikacji między Europą kontynentalną a Stanami.

Na razie na łączach słychać szumy i trzaski. Trump do Saudii nie zaprosił przedstawicieli UE. Ale jego metoda polega na tym, że nie ma metody; jest to, co Sikorski nazwał „rozpoznaniem bojem”. To oczywiście aluzja do Rosji, jednak stosuje się też do Trumpa, tyle że on rozpoznaje sztuczkami biznesmenów siadających do targów. Za chwilę może zmienić zdanie, jak zrobił z cłami, które zawiesił, gdy Kanada i Meksyk udobruchały go kilkoma drobnymi ustępstwami.

Jakim gambitem chciałby zacząć z Putinem, to oczywiście pilnie strzeżona tajemnica. Ale dziś nie ma tajemnic, bo są przecieki, celowe lub niechciane. Ponoć Amerykanie mają ostrzegać Rosję, że jeśli złamie porozumienie w sprawie Ukrainy po jego przyjęciu, Ukraina w trybie pilnym będzie przyjęta do NATO.

Mnie bardziej interesuje, jak na to wszystko patrzy Ukraina. Porusza mnie, że znalazła się w sytuacji poniekąd analogicznej do naszej w trakcie drugiej wielkiej wojny. Polska, mimo że znacząco wsparła mocarstwa zachodnie w walce z Hitlerem, została pominięta przez sojuszników planujących porządek powojenny. Nasz los jako państwa i społeczeństwa wygenerowała nam Wielka Czwórka. Teraz Ukraina ma być doproszona do negocjacji Białego Domu z Kremlem, ale pewności, czy rzeczywiście i w jakiej formie, oczywiście nie ma. Za to Zełenski musi lawirować między USA a Europą. Dla Europy ma jasny komunikat: albo Bruksela, albo Moskwa.

A co mówią w samej Ukrainie? Anglojęzyczny „Ukraine Weekly” cytuje komentarze internautów, dawkę ponurego humoru: „nie jest tak źle, bo Trump przynajmniej nie wypowiedział wojny Ukrainie”; „przejdziemy do historii jako pierwszy kraj, który ma wypłacić kontrybucje wojenne swemu sojusznikowi”. To oczywiście aluzja do dealu, który Trump zaproponował Ukrainie, oczekując od niej zgody na przejęcie przez Amerykanów kontroli nad połową jej złóż metali rzadkich.

Vance w Monachium podsunął Zełenskiemu odpowiedni dokument do podpisania, ale Wołodymyr miał odmówić. Naczelna tygodnika Olga Rudenko komentuje sprawę jasno: Trump chce nie tylko wręczyć Rosji wygraną, ale chce jej też pomóc wygrać wojnę z Ukrainą.