Gwałt

Dzień Kobiet trwa cały rok. Kobiety są obywatelkami i z tego tytułu powinny mieć w systemie demokratycznym równe prawa. Te same, jakie mają mężczyźni. W systemach niedemokratycznych nie jest to oczywistością, a w reżimach religijnych tych praw kobietom się po prostu odmawia.

Najnowszy wstrząsający przykład to Afganistan, gdzie reżim talibów zakazał dziewczynkom nauki szkolnej, a kobietom wszelkiej obecności w przestrzeni publicznej. W Iranie kobiety są prześladowane notorycznie, więzione, skazywane na drakońskie kary za walkę o swoje prawa. Ta walka trwa nie tylko w satrapiach, bo też, niestety, w demokracjach typu zachodniego.

Na szczęście tylko w nich możliwa jest swobodna debata na ten temat i zakres praw obywatelskich kobiet się poszerza w wielu dziedzinach. W systemach demokratycznych zdarzają się jednak regresy. Najnowszy przykład to przywrócenie zakazu aborcji w prawie federalnym USA. We wszystkich przypadkach mamy do czynienia z gwałtem w sensie ignorowania, ograniczania lub deptania praw obywatelskich kobiet.

U nas kwestia gwałtu stanęła na wokandzie parlamentarnej w sensie dosłownym: aktu przemocy seksualnej. Ofiarami gwałtu padają także mężczyźni i osoby nieletnie, jednak przede wszystkim kobiety. Proponowane w tej sprawie zaostrzenie prawa uważam za słuszne i pożądane. Choćby nawet nie przyniosły od razu poprawy. Prawo jest także narzędziem wychowawczym. Mało jest tak ohydnych przestępstw jak wymuszanie seksu nie tylko na osobach obcych, ale też na osobach we własnej rodzinie. Prócz szkód i cierpień fizycznych i psychicznych ta zbrodnia – a nie „występek” – wywołuje często u ofiary skutki długofalowe, analogiczne z tzw. syndromem pourazowym.

Oczekiwanie, aby ofiara udowodniła, że padła ofiarą gwałtu, jest dodatkowym przejawem przemocy wobec niej. Od tego są opłacane z pieniędzy publicznych instytucje wymiaru sprawiedliwości, by rozpatrzyły takie sprawy bezstronnie i bez uprzedzeń. Antykultura gwałtu ma korzenie w kulturze i religii. Znamy te powiązania w świecie kulturowo chrześcijańskim, nie tylko katolickim. Ale straszne rzeczy dzieją się też np. w Indiach, gdzie chrześcijaństwo jest w zdecydowanej mniejszości.

Uprzedzenia wynikają też z antykobiecych stereotypów i z prymatu męskiego patriarchatu. Z tego, że zdarzają się fałszywe oskarżenia o gwałt, nie wynika, że do sprawy należy podchodzić pobłażliwie i zachować archaiczne, upokarzające i przeciwskuteczne normy prawne. Większości przypadków przemocy seksualnej ofiary nie zgłaszają policji, bo się boją mizoginicznych reakcji funkcjonariuszy i napiętnowania w swojej społeczności.

Tragiczna sprawa zgwałconej w centrum Warszawy Lizy wywołała szok i apele o zwiększenie bezpieczeństwa kobiet. Ponieważ nie da się postawić na każdym rogu policjanta – bo nie chcielibyśmy przecież żyć w takim państwie, które obserwuje wszystko i wszystkich wszędzie i zawsze – musimy zaostrzyć prawo, szkolić funkcjonariuszy. Wielu z nich wychowało się w domach, gdzie panuje „męski punkt widzenia”. Trzeba asygnować środki pomocy psychologicznej i materialnej, skutecznie ścigać i sprawiedliwie karać zbrodniarzy seksualnych.

Ale zacząć musimy od siebie, od zmiany negatywnego nastawienia do ofiar zamiast do gwałcicieli. Nie trzeba być psychologiem społecznym czy antropologiem, aby reagować, tak jak potrafimy, gdy widzimy, że dzieje się zło.