Moskwa żegna Nawalnego

Mimo koncentracji sił policyjnych tysiące moskwiczan przyszło pożegnać Aleksieja Nawalnego. Policja zabroniła defilować żałobnikom przed otwartą trumną. Kreml ostrzegł, że niezgłoszone do władz zgromadzenie publiczne to złamanie prawa. Nie znam przypadku w normalnym państwie, by za nielegalne uznać spontaniczne przybycie na pogrzeb.

Znam przypadki nękania przez władze organizatorów pogrzebów przeciwników reżimu. Tak było z pogrzebem ks. Popiełuszki. Totalitarna władza boi się liderów opozycji także po ich śmierci. Bo ich pogrzeby są dowodem, że mieli i mają zwolenników. Boją się, że miejsca pochówku będą obiektami kultu, alternatywą względem kultu wodza. Ten strach przykrywają nękaniem żyjących współpracowników i bliskich ich przeciwnika. Niemłoda matka Nawalnego musiała wyruszyć na Syberię, do łagru, gdzie zmarł jej syn.

Nie chciano jej najpierw wskazać miejsca, gdzie znajduje się jego ciało, a później, gdy pozwolili, grozili jej, że Aleksiej będzie pochowany tam, gdzie oni sobie życzą, jak najdalej od stron rodzinnych. Tortury psychiczne to stały element walki z niepokornymi w systemie autorytarnym, ale mszczenie się na rodzinie żywego czy zmarłego dysydenta to stały element rosyjskiej satrapii: masz się bać. Podczas pogrzebu Nawalnego ludzie skandowali jednak: ty się nie bałeś i my się nie boimy. I to jest siarczysty policzek wymierzony przez tych ludzi reżimowi Putina.

Na pogrzeb przyszły tysiące, transmisję w internecie oglądało ćwierć miliona. Powiecie, że to ułamek i że z tego nie będzie rewolucji. Ale sam fakt, że jednak przyszli lub oglądali, jest dowodem, że propaganda nie działa miażdżąco. W kontrolowanych przez władze mediach transmisji nie było, ale pogrzeb pokazywały telewizje globalne oglądane przez miliony.

Nie mam osobistego stosunku do Nawalnego. Znam i podzielam wątpliwości i zarzuty dotyczące początków jego działalności. Ale przeważa nad nimi ogólny bilans: był dowodem, że na Putinie Rosja się nie kończy. W historii Nawalnego widzę wciąż odradzającą się walkę dwóch Rosji. Jedna mimo wszystko nie traci nadziei, że jeszcze będzie normalnie. Druga wierzy, że jej samodzierżawie jest źródłem siły państwa. Mogło imponować, jak Nawalny stawiał czoło putinizmowi na ulicach, w internecie i za kratami. Jak zdemaskował i skompromitował rosyjskie służby, oczko w głowie byłego kagebisty, tropiące i mordujące w Rosji i za granicą jego przeciwników.

Tego właśnie boi się Putin i każdy satrapa: oto pojawia się przywódca, który choć nie ma sił i środków, jakie ma dyktator, to śmieje mu się w nos i gromadzi wokół siebie ludzi nie pod przymusem, tylko dlatego, że mu ufają, bo swoim życiem potwierdza, że chce zmiany na lepsze. W tym sensie śmierć Nawalnego jest ogromną stratą i potwierdzeniem, że Rosja – nie tylko putinowska – nie potrafiła chronić i dopuścić do władzy ludzi wybitnych, najlepszych, z odnowicielskim potencjałem, tylko ich niszczyła, odbierając sobie szansę na lepszą przyszłość. Dziękuję ci za 26 lat szczęścia, napisała żona Nawalnego Julia, która na pogrzebie nie była, bo obawiano się o jej bezpieczeństwo i wolność. Obiecała, że będzie kontynuowała jego dzieło.