Biskup pisze do skazanych

List abp. Stanisława Gądeckiego, szefa Konferencji Episkopatu Polski, to ruch polityczny przedstawiany jako gest humanitarny.

Odchodzący na emeryturę hierarcha nie ma wiele do stracenia. Może zakończyć swoje urzędowanie w różny sposób. Wybrał „interwencję humanitarną”, zgłaszając gotowość do wstawienia się za skazanymi u ministra sprawiedliwości. A czemu nie u prezydenta, który jednym podpisem pod aktem łaski mógłby zwrócić mężów tęskniącym za nimi żonom?

To żony poprosiły bp. Gądeckiego o interwencję. Zareagował błyskawicznie, ale nie w ministerstwie, tylko prosząc skazanych o informację, czy sobie życzą takiej interwencji. Przezornie nie nazywa ich w liście „więźniami politycznymi”, ale pomija powód ich uwięzienia, a kończy frazą, że „życie każdego z Panów ma wartość dla naszej wspólnej Ojczyzny i może przyczynić się do tego, by czynić ją bardziej sprawiedliwą”. To zdanie nie pozostawia wątpliwości, że hierarcha patrzy na nich przez pisowskie okulary. Skazani swą działalnością jako szefowie CBA i ministrowie nie umacniali sprawiedliwości, lecz ją niszczyli.

Abp Gądecki powinien zapoznać się nie tylko z aktem oskarżenia w sprawie „afery gruntowej”, ale wysłuchać powszechnie dostępnych rozmów z ofiarami obu panów: choćby z synem Andrzeja Leppera czy byłym przewodniczącym Komisji Nadzoru Finansowego Wojciechem Kwaśniakiem. Jeśli znał tylko te dwie sprawy wcześniej, powinien zrobić rachunek duszpasterskiego sumienia.

Dobry katolik i dojrzały duszpasterz na wysokim kościelnym urzędzie powinien być gotów do humanitarnej empatii względem wszystkich, a nie tylko wybranych. W ciągu ośmiu lat rządów PiS było wiele okazji do takich interwencji humanitarnych, z których ani Gądecki, ani episkopat nie skorzystał. Nie rozmawiali z rodzinami ciężarnych kobiet, które zmarły w szpitalach, nie doczekawszy się pomocy medycznej, ani z przedstawicielami nękanej przez rządy pisowskie społeczności LGBT.

Nie wyciągnęli wniosków duszpasterskich po zabójstwie prezydenta Pawła Adamowicza, choć abp Gądecki złożył kondolencje jego żonie i córce. Kościół nie stanął na wysokości zadania. Bardziej obawiał się utraty korzyści materialnych świadczonych mu za rządów PiS niż skutków nieustannych ataków rządowej propagandy i liderów tej partii na ówczesną opozycję na czele z Donaldem Tuskiem.

Abp Gądecki prosi w liście, by Wąsik i Kamiński przerwali strajk głodowy, bo „żeby upominać się o sprawiedliwość, trzeba żyć”. Ale skazani nie upominali się o sprawiedliwość, tylko wybrali głodówkę jako metodę walki politycznej, bo to pasuje do propagandy pisowskiej przedstawiającej ich jako więźniów politycznych, choć w świetle prawomocnego wyroku nimi nie są.

Wyroku nie uznają, nie uznaje go PiS ani prezydent Duda. Na dziś obozowi Kaczyńskiego skazani potrzebni są w więzieniu, a nie na wolności, by PiS mógł rozkręcać swoją antyrządową kampanię pod hasłami ich uwolnienia. List Gądeckiego wpisał się w tę kampanię. Jeśli miał ułatwić skazanym przerwanie głodówki, to co będzie, jeśli uniosą się honorem i będą dalej strajkowali? A co będzie, jeśli minister Bodnar nie zechce rozmawiać z Gądeckim, do czego ma prawo, bo adresatem jego „interwencji humanitarnej” powinien być prezydent Duda? Cóż, to zmartwienie Gądeckiego, a nie nasze. Miało być humanitarnie, wyjdzie głupkowato.