Odmaszerować

Pamiętacie pisowski slogan „murem za mundurem”? Pierwotnie miał mobilizować do popierania pograniczników i płotu na granicy polsko-białoruskiej. Później, w toku pisowskiej kampanii wyborczej, był przyzwoleniem dla wykorzystywania wojskowych w charakterze muru, na którego tle Kaczyński z Błaszczakiem i Morawieckim wygłaszali przemówienia. W rzeczywistości było to jawne łamanie konstytucyjnej zasady apolityczności wojska.

Dlatego „szacun” dla wicepremiera Kosiniaka-Kamysza za to, że po przedstawieniu mediom członków nowo powstałego zespołu mającego zbadać funkcjonowanie podkomisji smoleńskiej (przeputała 36 mln zł)  – w jej skład weszło sporo ekspertów w mundurach – poprosił ich o opuszczenie sali na czas zadawania pytań przez dziennikarzy, bo mogły dotyczyć spraw polityki bieżącej.

Obecny szef MON w rządzie Tuska w ten prosty sposób przypomniał, że w państwie demokratycznym nie wolno politykom grać wojskiem, jak to się działo za PiS. Chodziło o to, by społeczeństwu wysłać sygnał, że wojsko stoi murem za Kaczyńskim i Błaszczakiem.

Nie, wojsko ma stać nie na straży aktualnej władzy, tylko państwa i obywateli. Murem za Polską. Piszę to ja, który w czasach studiów w PRL musiałem chodzić na tzw. studium wojskowe – na szczęście głównie z koleżankami, bo byłem zwolniony z obowiązku odsłużenia w Ludowym Wojsku Polski jako okularnik, a pod koniec komuny sympatyzowałem z ruchem Wolność i Pokój.

Nie byłem pacyfistą, ale rozumiałem ich sprzeciw wobec przymusowej służby wojskowej, szczególnie pod nadzorem komisarzy politycznych. Cieszyłem się, że w wolnej Polsce przymus zniesiono wzorem starych demokracji zachodnich. Dziś cieszę się, że wojsko wraca tam, gdzie jego miejsce – do koszar i zadań sił zbrojnych. Nie wiem, czy potrzebujemy aż potrojenia armii, ale wiem, że państwa demokratycznego trzeba strzec przed militaryzacją, a sił zbrojnych przed upartyjnieniem.