„PiS szybko wróci”

„PiS szybko wróci, bo niewiele się nauczyliśmy”, prognozuje w „GW” profesor prawa w UW Marcin Matczak. Felieton jest mieszaniną treści naukowych (wyniki badań socjologicznych w kontekście sukcesów populizmu prawicowego), polemiki z „liberałami” i „elitami” oraz moralitetu: opamiętajmy się, bo zmarnujemy zwycięstwo demokratycznej większości. Chwilami miałem wrażenie, że to głos ze świata pisowskiego.

Kością niezgody jest kwestia poszanowania godności wyborców głosujących na tzw. Zjednoczoną Prawicę. Nie tyle liderów, polityków i działaczy prawicy pisowskiej, ile właśnie 8 mln Polek i Polaków, którzy głosowali na wystawionych przez obóz Kaczyńskiego kandydatów do polskiego parlamentu. Matczak przestrzega przed ich obrażaniem i wyśmiewaniem z tego powodu. W szczególności krytykuje drwiny z tego, że są katolikami, a wybrani do Sejmu pisowscy posłowie dodawali do słów ślubowania frazę „tak mi dopomóż Bóg”.

Felieton profesor kończy przestrogą odwołującą się do polityki tureckiej: nie łudźcie się, że wystarczy „wyżyć się na elektoracie” i wsadzić do pudła polityków pisowskich. Erdoğan, populista, antyunijny i flirtujący z Putinem nacjonalista oraz bigot islamski, siedział za to wszystko, a gdy wyszedł, „to już nie brał jeńców”. Fakt, zdołał stłumić pucz, wsadził do więzienia tysiące swoich politycznych przeciwników i krytyków, a mimo to wygrał kolejny raz wybory i umocnił swoje autorytarne rządy. Bo autorytaryzm, przypomina Matczak, „rośnie na polaryzacji” w społeczeństwie. A „obrażanie” elektoratu, który głosuje nie tak, jak byśmy chcieli, pogłębia polaryzację, na której tuczy się prawicowy populizm.

No dobrze, ale ten kij ma dwa końce. Przez osiem lat pisowskich rządów obrażana była legalna opozycja demokratyczna, z Tuska zrobiono „czyste zło”, codziennie zniesławiano jego i Platformę Obywatelską, a społeczeństwu wbijano do głów, że tylko pod krzyżem Polak jest Polakiem, czyli wykluczano z narodu ludzi i całe grupy o innych tożsamościach. Deptano w ten sposób ich godność i prawa.

Uczciwe byłoby więc przyznanie, że zło odciskało się złem, a przemoc retoryczna zdominowała przekaz rządzącego obozu Kaczyńskiego w stopniu masywnym i systemowym. Opozycję próbowano delegitymizować jako rzekomo totalistyczną, co w państwach demokratycznych jest niebywałą demonstracją pogardy. Pogardą kierowała się propaganda w mediach przejętych przez PiS. Pogarda Kaczyńskiego („mordy zdradzieckie”, „gorszy sort”, „partia niemiecka”) napędzała kolejne kampanie wyborcze PiS.

Cała polityka Kaczyńskiego była próbą przeniesienia „teologii politycznej” prawnika Hitlera Carla Schmitta w realia polskie: osią jest podział społeczeństwa na „naszych” i „obcych” oraz walka z „obcymi” w obronie godności i praw narodu. Tak przez ostatnie lata świadomie, celowo i systematycznie odbierano godność nie tylko liderom, ale i elektoratowi „demoliberalnemu”. Ponieważ opozycję wypchnięto z Sejmu na ulice, gniewna reakcja musiała nastąpić i przybrać formę niekiedy wulgarną. Obóz Kaczyńskiego tę reakcję sprowokował, by przedstawiać protesty jako dowód dzikości i nienawiści opozycji.

Co do traktowania elektoratu pisowskiego w sposób degradujący, to warto zaznaczyć, że przecież głosował on na partię Kaczyńskiego dwa razy po 2015 r. w wyborach parlamentarnych, kiedy wraz z całym społeczeństwem doświadczył już w praktyce jej rządów. Czyli wybierał świadomie rządy oparte na korupcji i łamaniu prawa. I w tym zakresie ponosi odpowiedzialność polityczną i etyczną za skutki tych rządów.

Obrażać co do zasady w sferze publicznej nie należy nikogo, ani wyborców PiS, ani PO, ani żadnej innej partii działającej legalnie. Nie można jednak utrudniać dyskusji szantażem, że rzeczowa krytyka i analiza to wyraz pogardy czy deptanie godności.