Czarnek ściga Hunkę

Do skandalu za oceanem dorzucił trzy grosze minister Czarnek. Na uroczyste posiedzenie izby niższej parlamentu Kanady z udziałem prezydenta Ukrainy zaproszono jako gościa 98-letniego weterana, obywatela kanadyjskiego ukraińskiego pochodzenia. Okazało się szybko, że pan Hunka, któremu parlament urządził owację na stojąco, służył podczas wojny ochotniczo w dywizji SS Galizien. Był jednym z tych Ukraińców, którzy mieli płonną nadzieję, że walcząc po stronie niemieckiej przeciwko Sowietom i Armii Krajowej, wywalczą dla Ukrainy niepodległość.

Wybuchł skandal. Protestowała konserwatywna opozycja i organizacje żydowskie. Dywizja Hałyczyna (Galicja) podlegała nadzorowi Niemców. Co konkretnie ma na sumieniu Hunka, nie da się ustalić, przeszukując międzynarodowy internet. Wiadomo, że znalazł się w Kanadzie dopiero w latach 50., założył rodzinę, ma dzieci. Brał udział w manifestacjach solidarnościowych z Ukrainą po napaści Rosji. W Kanadzie poza tym niczym się nie wyróżniał.

Do parlamentu zaprosił go marszałek Rota na sugestie osób, które znały Hunkę. Mieszka w okręgu wyborczym marszałka. To by mogło oznaczać, że Rota wziął za dobrą monetę rekomendacje i na tym poprzestał. Ktoś wymyślił, że prezydent Zełenski ucieszy się z obecności weterana walk ukraińsko-rosyjskich w czasie ostatniej wielkiej wojny. I Rota w Izbie Gmin wywołał Hunkę z galerii dla gości właśnie jako bohatera ukraińskiego i kanadyjskiego walczącego z Rosjanami. Zełenski uśmiechnięty przyłączył się do oklasków. Nie wyszło to dobrze, a przecież nie musiało. Gafę powinni studiować kandydaci do pracy parlamentarnej.

Marszałek Rota w końcu podał się do dymisji, Hunka zapadł się pod ziemię. Do Warszawy poszła depesza z ambasady RP o zdarzeniu. Nagle odezwał się minister Czarnek z zapowiedzią, że wysyła list do IPN, żeby przeczesali archiwa, bo może są w nich jakieś dowody udziału weterana w zbrodniach na Polakach. A jeśli dowody się znajdą, to Polska, oświadczył Czarnek, zażąda ekstradycji Hunki. Fakt, jest to możliwe na mocy traktatu o wzajemnym świadczeniu pomocy prawnej między Kanadą a Polską podpisanego przez ministra Andrzeja Olechowskiego w 1994 r.

Traktat przewiduje jednak możliwość odmowy pomocy prawnej. W Kanadzie powołano przed laty speckomisję badającą, czy na terenie kraju przebywają legalnie byli naziści, którzy mogli popełnić zbrodnie, a przedostali się za ocean z fałszywymi tożsamościami. Wzięto pod lupę dywizję SS Galizien, która pod koniec wojny została przemianowana na 1. Dywizję Ukraińską i poddała się aliantom w Austrii. W Kanadzie ma swoje upamiętnienie, nie uznano jej za formację zbrodniczą. Kanadyjska społeczność ukraińska jest liczna, zorganizowana i wpływowa.

To oznacza, że Hunka – w świetle prawa niewinny, póki nieskazany – może nie zostać wydany Polsce, choć Kanada uznaje zbrodnie wojenne i ludobójcze za niepodlegające przedawnieniu. Czy szykuje się kryzys polsko-kanadyjski, bo przecież odmowę ekstradycji obóz pisowski uznałby chyba za afront dyplomatyczny?

Gafa wywołała już reperkusje międzynarodowe, powinni ją studiować także kandydaci na dyplomatów. Jedna wpadka, a Kreml już huczy: sami widzicie, komu klaszcze wasz druh Zełenski. Naziści! W Kanadzie zaczęto dyskusję, jak to było po wojnie: czy Kanada nie poszła w ślady Argentyny, gdzie z pomocą Watykanu znalazło schronienie wielu nazistów, w tym Adolf Eichmann, główny inżynier Holokaustu.

Wróćmy do Polski. Czemu to Czarnek, a nie minister Rau, wyrwał się przed szereg jako pierwszy sprawiedliwy? Awansował do pisowskiej Warszawy z obecnych kresów wschodnich, gdzie żywa jest pamięć o tragicznych skutkach konfliktu polsko-ukraińskiego podczas podwójnej okupacji przedwojennego terytorium Polski. Wykorzystują to nacjonaliści do bieżących celów politycznych. A przecież jesteśmy na ostatniej prostej kampanii wyborczej.