Policja: „jesteśmy transparentni”

Policja pokazała nagranie z kamer funkcjonariuszy, którzy zatrzymali Kingę Gajewską w Otwocku pod pretekstem, że nie może użyć megafonu, bo brała udział w niezgłoszonym do władz zgromadzeniu. Filmik do obejrzenia na stronie PAP trwa minutę i 36 sekund. Co było dalej, tego już nie widzimy.

Ale w sieci są też inne filmiki, które pokazała m.in. TVN24. Poznajemy dzięki nim ciąg dalszy szarpaniny policji z posłanką KO. Nie można mieć wątpliwości, że interwencja policji ochraniającej wiec wyborczy Morawieckiego była bezprawna. Reprezentujący posłankę mecenas Dubois przedstawił w TVN24 cztery naruszenia prawa przez policjantów.

Tymczasem filmik policyjny opatrzono komentarzem: „jesteśmy transparentni. Nagranie pełne, bez cenzury, (…) policjanci nie mają obowiązku znać twarzy wszystkich posłów i senatorów”. To ponura groteska, by policja chwaliła się swą transparentnością, gdy nie zdołała uporać się ze sprawą granatnika swego naczelnika. I tyloma innymi głośnymi sprawami dotyczącymi bezprawnego zachowania funkcjonariuszy w ostatnich latach.

Faktycznie, policjanci nie mają obowiązku znać na pamięć całego składu naszego parlamentu i twarzy wszystkich prawodawców, ale ich dowódcy mają obowiązek przewidywać skutki politycznej interwencji funkcjonariuszy w toku kampanii wyborczej. Opozycja słusznie alarmuje, że to kolejny przykład osuwania się państwa pisowskiego w strefę antystandardów Białorusi Łukaszenki.

Nielegalne zatrzymanie bez protokołu, naruszenie cielesności i wolności osobistej Gajewskiej, ignorowanie ostrzeżeń jej i posła Zalewskiego, że jest posłem na Sejm chronionym przez immunitet. Posłanka Gajewska była w szoku, więc nie od razu poinformowała funkcjonariuszy, kim jest, a później nie mogła się wylegitymować, bo obezwładnili ją policjanci eskortujący ją do radiowozu. Eskortowaniu towarzyszyły głośnie protesty świadków wydarzenia. Wołali, że Gajewska jest posłem.

Nic nie pomogło. Wciągnięto ją do radiowozu, gdzie funkcjonariusz z rozbrajającą szczerością powiedział jej, że mu się nie podoba jej zachowanie. Policjant to nie sędzia czy prokurator, żeby ferować takie sądy w takim momencie. To funkcjonariusz upartyjnionej policji. Tacy służbiści niszczą wizerunek polskiej policji. Służby mundurowe nie interweniują w przypadku Bąkiewicza zagłuszającego przez megafon byłą łączniczkę w powstaniu warszawskim, za to wyżywają się na uczestniczkach protestów w obronie praw kobiet. Polityczny damski boks to odrażający przykład wprzęgnięcia policji w grę obozu rządzącego.

Dziś ofiarą padła polityczka, jutro może nią być obywatelka lub obywatel szerzej nieznani opinii publicznej i niechronieni immunitetem. Tylko za to, że korzystają (pokojowo!) z prawa do zgromadzeń i wolności słowa. Takie sytuacje wymagają tak samo zdecydowanej reakcji jak sprawa Gajewskiej. Peerelowska milicja zatrzymywała i wrzucała do suk działaczy ówczesnej demokratycznej opozycji. Bez żadnej podstawy lub pod absurdalnym pretekstem. Działając na zlecenie politycznej wierchuszki. Bezwstydnie i brutalnie. W przeświadczeniu, że jest bezkarna i bezpieczna, bo jest uzbrojonym w pałkę ramieniem Partii. Poseł Kluzik-Rostkowska przypomniała, że tak potraktowano m.in. ją i Mariusza Kamińskiego, gdy byli działaczami Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Dziś minister Kamiński nie widzi niczego bezprawnego we wrzuceniu do suki działaczki obecnej opozycji demokratycznej, której jedyną „winą” było to, że nie kryła swych krytycznych poglądów na temat afery wizowej pod auspicjami obecnego rządu. Cóż, dążenie do utrzymania władzy wszelkimi sposobami i za wszelką cenę deprawuje zawsze i wszędzie.