Ulmowie

To była czysta polityka na użytek wyborczy. Pisowscy dygnitarze wspólnie z władzą kościelną i ze wsparciem ze strony Watykanu urządzili uroczystości poświęcone beatyfikacji rodziny Ulmów niedługo przed wyborami. Wybór daty tłumaczono praktycznie: inną porą ludzie by nie przybyli tak tłumnie. Faktycznie, frekwencja dopisała: liczba uczestników była sześć razy wyższa niż mieszkańców Markowej. A transmisję w pisowskiej TVP obejrzało ponoć milion osób.

Dygnitarze państwowi i kościelni mogli czuć satysfakcję. Mogli zameldować Kaczyńskiemu wykonanie zadania. Uroczystości były pokazem jedności moralno-politycznej obozu Kaczyńskiego z episkopatem. Poszedł przekaz do wyborców: partia z Kościołem, Kościół z partią.

Przestrogi nielicznych notabli kościelnych, w tym kard. Nycza, przed upolitycznieniem beatyfikacji spełzły na niczym. Kard. Ryś w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej podkreślił, że bardziej niż polityki historycznej potrzebujemy ciągle solidnych badań historycznych. W zalewie dewocyjnych wypowiedzi ludzi Kościoła towarzyszących uroczystości wypowiedź świeżo nominowanego kardynała korzystnie się wyróżnia: dotyka niewygodnych konkretów.

„Naprawdę, ani Kościołowi, ani narodowi, ani jakiejkolwiek ludzkiej społeczności nigdy nie szkodzi prawda historyczna. Chociaż ona zawsze z jednej strony jest piękna, ale z drugiej strony smutna i godna potępienia. Mamy rodzinę Ulmów, ale mamy również człowieka, który na nich doniósł. Nie możemy mówić, że tylko Ulmowie tworzą naszą historię, a ten sąsiad już nie. Podobnie: jest piękną inicjatywą zapowiedziana peregrynacja relikwii rodziny Ulmów po Polsce. Z drugiej strony taki sam szacunek należy się szczątkom pomordowanych ich żydowskich współdomowników. Ich grób również domaga się modlitwy i uszanowania”.

Mieszkanka Markowej, która była świadkiem zbrodni, wspominała, że po egzekucji niektórzy mieszkańcy próbowali odwieść Niemców od wrzucenia ciał zamordowanych do wspólnego grobu. Tak jakby wspólny pochówek Polaków z Żydami był jakąś ujmą. Zabitych pogrzebano oddzielnie. Dopiero po odjeździe oprawców zwłoki wydobyto i pochowano w dwu różnych miejscach.

„A nam jest potrzebne przyznanie się i przeżycie poczucia wspólnoty tak z nowymi błogosławionymi, jak z tymi, za których oddali życie – kontynuuje kardynał Ryś – a którzy przecież przez tyle wieków żyli wśród nas i współtworzyli rzeczywistość naszej Ojczyzny. Tu żyli. Tu zostali zabici. Jeśli wyprzemy ich z naszej pamięci – staniemy po stronie sprawców Zagłady. Dlatego bardzo się cieszę się, że w beatyfikacji weźmie udział naczelny rabin Polski i tego samego dnia razem pojedziemy na grób pomordowanych wraz z rodziną Ulmów Żydów”.

Tyle że te uczciwe słowa dostojnika Kościoła padły w wywiadzie, a nie podczas uroczystości w Markowej. Kardynał w niej uczestniczył, ale milcząco. Polityka historyczna w sprawie Żydów podczas Szoa na ziemiach polskich dąży do dwóch celów: do upowszechnienia mitu o masowej solidarności Polaków z Żydami w tym okresie i do przemilczenia przykładów innych niż przypadków jej odmowy. Także po przepędzeniu okupanta.

Taka polityka historyczna ma swoje fatalne skutki. Odcina społeczeństwo od pełnej prawdy i legitymizuje nękanie badaczy, którzy poszerzają rzetelnie naszą wiedzę na ten tragiczny temat. Zamiast prawdy społeczeństwo otrzymuje propagandową narrację: zrobiliśmy więcej, niż można było. Tragedia 3 mln Żydów, obywateli przedwojennego państwa polskiego, staje się w tej nacjonalistycznej narracji tylko tłem. Na czoło zostaje wysunięta tragedia Polaków takich jak rodzina Ulmów. Czy Ulmowie tego by sobie życzyli, nie dowiemy się nigdy. Przedwojenna i wojenna historia tej rodziny pozwala jednak przypuszczać, że nie przyszłoby im do głowy, iż kiedyś ich tragedią w taki sposób będzie się manipulowało.

Wstrząsnął mną wątek dziecka, które zaczęło się rodzić podczas egzekucji matki, Wiktorii. Powstało pytanie doktrynalne: czy można beatyfikować dziecko nieochrzczone? Surrealną dyskusję uciął kard. Semeraro, watykański „minister” do spraw kanonizacji: dziecko zostało ochrzczone krwią matki. Podkreślił, że nie chodzi tu o to, że to była rodzina dobra, szlachetna, a nawet święta, ale że była rodziną męczenników. Czy chciał powiedzieć, że męczeństwo jest w Kościele większą wartością niż kochająca się rodzina? Bo jeśli tak, to co z tego wynika dla praktykujących katolików?

Jeśli Ulmowie mają być wzorem, to czego? Mnie się zdaje, że mogą być przykładem człowieczeństwa w chwili największej próby. Dziś próba polega na niesieniu pomocy współczesnym uciekinierom przed wojną i przemocą. U nas nie grozi za to śmierć, tylko nękanie przez służby państwowe i zniesławianie przez propagandę obecnej władzy. Najnowszym przykładem jest kampania przeciwko Agnieszce Holland za film „Zielona granica”. Czy kard. Ryś odezwie się w jej sprawie? Czy zachęci ją do nakręcenia filmu o tragedii w Markowej?