Czteropak partyjny

Rządząca katolicko-ludowa partia Jarosława Kaczyńskiego i trzy ugrupowania demokratyczne na czele z Koalicją Obywatelską nie zasypiają gruszek w popiele. Miesiąc z niewielkim okładem przed wyborami do Sejmu i Senatu oraz przed odrzecznym referendum pisowskim prężyły muskuły na swoich zjazdach. Mówcie, co chcecie, ale lepsze cztery partie niż jedna. Lepszy pluralizm niż monoteizm. W porównaniu z konwencjami KO, Lewicy i Trzeciej Drogi zjazd PiS wyglądał na piknik na cmentarzu.

Gdy Donald Tusk i inni liderzy KO przedstawiali w Tarnowie sto konkretów na sto pierwszych dni nowego demokratycznego rządu, PiS wydusił z siebie osiem (Kaczyński musiał dodać, że mają ich dużo więcej). Nowością była zapowiedź wprowadzenia emerytur stażowych: dla kobiet po 38 latach pracy i dla mężczyzn po 45. Poza tym wiało tą samą frustracją i obsesją na punkcie Tuska.

Konkrety KO tworzą spójny i całościowy program działań w każdej ważnej dziedzinie życia gospodarczego, społecznego i państwowego. Można by go nazwać liberalizmem z ludzką twarzą.

To oferta szeroko adresowana: do klasy średniej i do sektora budżetowego (60 tys. zł wolnych od podatku, zerowa stawka dla pobierających emeryturę poniżej 5 tys. i niższa od wynagrodzenia poniżej 6 tys.), do nauczycieli (podwyżka wynagrodzeń aż o 30 proc., więcej, niż obiecuje Lewica: 20 proc.), do kobiet (pełna refundacja in vitro, liberalizacja ustawy antyaborcyjnej), do zwolenników realnego rozdzielenia państwa i Kościoła rzymskokatolickiego, do oburzonych obecną bezkarnością dygnitarzy i funkcjonariuszy obozu Kaczyńskiego, nawet do wojska (przywrócenie żołnierzy usuniętych ze stanowisk dowódczych w ostatnich latach).

Lewica przekonująco upomniała się o prawa pracownicze i prawa kobiet. Magdalena Biejat i Adrian Zandberg grali na konwencji pierwsze skrzypce, co było komunikatem, że na lewicy dokonuje się zmiana pokoleniowa na większą skalę i w szybszymi tempie niż w innych ugrupowaniach demokratycznych, nie mówiąc o PiS, gdzie o żadnej zmianie nie ma mowy: to gerontokracja obsługiwana przez chciwych, cwanych i cynicznych mężczyzn w młodszym średnim wieku.

Zjazd aliansu wyborczego Hołowni z Kosiniakiem był merytoryczny, ale konwencja lewicy miała więcej energii. Lewica walczy o trzecie miejsce na podium z większą determinacją. W Trzeciej Drodze słychać lęk o wynik. Lewica w tej walce słusznie atakuje konfederatów, bo to oni zagrażają i jej, i „radykalnym centrystom”.

Życzę lewicy i „trzeciakom” powodzenia. Zandberg grzmiał tubalnym głosem, że Lewica nigdy nie wejdzie do rządu z Konfederacją, i to zabrzmiało jednak absurdalnie, bo wątpię, by konfederaci kiedykolwiek chcieli z nim współrządzić. Nie dodał przy tym z równą siłą w głosie, że nowa Lewica nigdy nie wejdzie też do rządu z PiS.

Na tym kończy się opowieść o sobotnich konwencjach partyjnych: spełniły swoje zadanie, ale nas interesuje przede wszystkim, jak wpłyną na elektorat. A zwłaszcza czy go zmobilizują do oddania głosów. Partie demokratyczne się o to starają, choć rządząca ma nad nimi wielką przewagę i codziennie od rana do wieczora rzuca im kłody pod nogi. W tym zapale wyczuwa się jednak lęk przed potknięciem się o kolejny skandal.

W normalnym kraju już sam skandal z handlem wizami dla ekonomicznych migrantów z Afryki i Azji przy jednoczesnym straszeniu migrantami spowodowałby upadek rządu i klęskę wyborczą obozu Kaczyńskiego. A co dopiero suma wszystkich porażek, rządów pisowskich, na czele z zamrożeniem unijnych funduszy na dalszą modernizację Polski. Kaczyński musi odejść.