Franciszek: jestem jak kamień w bucie

Papież Franciszek ciągle modli się o pokój, a wojna w Ukrainie trwa. Teraz modlił się w Portugalii, gdzie odbył się zlot katolickiej młodzieży z całego świata. Były też grupy z Ukrainy i z Rosji. Ukraińska znacznie liczniejsza. Unikały się wzajemnie. Franciszek spotkał się prywatnie z młodzieżą ukraińską. Pokazano zdjęcia, na których całuje rąbek flagi Ukrainy. Rosyjskiej nie całował. Ale publicznie nie wezwał Rosji do przerwania agresji, a miał okazję w Fatimie.

W 1917 r. grupce dzieci miała się tam ukazywać Maryja. Objawienia dziwnym trafem zbiegły się z rewolucyjnym wrzeniem w rozpadającym się carskim imperium. Maryja miała prosić o modlitwę za Rosję i polecenie losu tego kraju jej sercu. Odcedziwszy mistyczną narrację od wydarzeń historycznych, dostrzeżemy niepokój Kościoła o ich realne skutki. Rosja pod rządami bolszewików, którzy doszli do władzy, organizując zamach stanu, wypadła z orbity świata zachodniego. Obawy się potwierdziły. Pod rządami Putina i przy wsparciu tamtejszego prawosławia kontynuuje kurs antyzachodni.

Franciszek tym się nie martwi. Przybył do Rzymu z Nowego Świata. Martwi się mniej skutkami imperializmu rosyjskiego w Europie. Bardziej skutkami imperializmu w Ameryce Południowej. Nie nazywa rzeczy po imieniu, tak samo jak nie nazywa po imieniu agresji rosyjskiej. Ale to oczywiste, że ma na myśli imperializm amerykański. Rosja Putina deklaruje walkę z Zachodem pod przewodem USA, Franciszek, jak Putin, uważa Amerykanów, imperializm zachodni i zachodni kolonializm za większe zło, dotykające większej części ludzkości. Papież z Argentyny patrzy na Amerykanów tak, jak my patrzymy na Rosjan. Dlatego potępia wojnę generalnie, ale unika potępienia Rosji za wojnę wydaną Ukrainie. Ukrainę wspiera przecież Zachód na czele z USA.

To łatwiejsze wyjście, bo któż poza samcami alfa nie wolałby retoryki pokoju od retoryki wojny? Franciszek pochyla się nad cierpieniem Ukrainy, ale przypomina, że to niejedyna wojna tocząca się na świecie. Tak patrzą przywódcy Globalnego Południa, a papież jest de facto jednym z nich. Rosja szuka poparcia wśród nich, licząc na ich antyzachodnie resentymenty.

Dla katolików w Polsce i naszej części Europy postawa Franciszka wydaje się obłudna, unikowa, służąca imperialnym zapędom Rosji. Dziwią się, że papież nie wyzywa publicznie Rosji, aby przestała bombardować świątynie, punkty krwiodawstwa, szpitale, porty, z których można by wysyłać ukraińskie zboże do państw zagrożonych klęską głodu. Czy nie widzi, że wagnerowcy wspierają w Afryce i na Bliskim Wschodzie autorytarne reżimy? To przecież rosyjska legia kolonialna, a papież potępia kolonializm.

Cóż, nie trzeba być Latynosem, by potępiać kolonializm, Ale trudno zaakceptować, że papież jakby nie dostrzega neokolonializmu rosyjskiego czy ekspansjonizmu chińskiego w tzw. trzecim świecie, który jest mu bliższy niż „bezpłodna” Europa.

„Dywizjami” Watykanu są jego dyplomacja i miliard katolików. Może stawiać sobie ambitne cele, ma środki, by je osiągać. Jeśli tego nie robi, jest to świadomy wybór polityczny. Polityka kościelna polega, jak każda, przede wszystkim na obronie swoich interesów. Stoi za nią jednak także ideologia, tak jak za polityką zachodnią czy rosyjską. Wszystkie deklarują, że chodzi w nich również o wartości. W przypadku Kościoła rzymskiego tą ideologią jest chrystianizm jako doktryna etycznego uniwersalizmu. Ukraina i Rosja są formalnie częścią świata chrześcijańskiego. Istnieje więc powód, by Watykan rzucił swoje „dywizje” w celu przerwania wojny w Ukrainie. Obserwujemy więc jego poczynania na tym polu.

Ciekawe, że ekipa Zełenskiego nie spieszy się z radykalną krytyką polityki wschodniej Franciszka. Przeciwnie, w niedawnej rozmowie z mediami latynoskimi prezydent Ukrainy mówi wyraźnie, że Watykan mu pomaga. W dwu sprawach: porwanych przez rosyjskiego agresora dzieci ukraińskich i aranżowaniu wymian jeńców wojennych. Z kolei Franciszek udzielił wywiadu tuż przed zlotem portugalskim hiszpańskojęzycznemu pismu i portalowi „Vida neueva”.

Mówi w nim szczerze o swoim pontyfikacie. Tak, wie, że dla jego krytyków stał się poniekąd jak kamyk w bucie, ale nie przestanie ostrzegać przed „prorokami zamętu”. Czemu jak kamyk w bucie? Bo jest przeciwnikiem imperializmu w każdej formie. To imperialistów wszelkiej maści uwiera, więc go krytykują, żeby sobie ulżyć. Dodał, że z duszpasterskiego punktu widzenia – a to jest jego perspektywa – wciąganie młodych w jakąkolwiek ideologię polityczną, prawicową, centrową czy lewicową, to patologia. A dziś umysłom młodych szczególnie szkodzą grupy związane ze skrajną prawicą.

Sam przyznaje, że nie wszystko idzie jak z płatka, bo nie udało mu się odejść od watykańskiej tradycji dworu królewskiego. Nie widzi potrzeby zwoływania kolejnego Soboru Powszechnego, bo reformy uchwalone przez Drugi, pół wieku temu, nie zostały wdrożone w dostatecznym stopniu. Nie wycofa się ze spotkań z osobami LGBT, bo się to nie podoba kościelnym ultraortodoksom, za to podnosi na duchu te osoby.

Były też wątki ukraińskie. Franciszek zapowiedział, że wysyła swego delegata kard. Zuppiego do Pekinu – wcześniej rozmawiał z politykami w Kijowie i Moskwie – i rozważa powołanie stałego przedstawiciela do sprawy kryzysu humanitarnego w Ukrainie. Miałby się zajmować sytuacją w obu krajach, Ukrainie i Rosji, i zabiegać o powrót porwanych dzieci ukraińskich do ich rodzin. Jak widać, obszar współpracy Watykanu z Kijowem się wyklarował. Morał może być taki, że lepiej, aby papież był kamykiem w butach krytyków, niż paradował w obuwiu marki Prada.