Szybciej z tymi czołgami!

Szczyt ministrów obrony NATO w Ramstein nie zakończył się zapowiedzią wysłania czołgów Leopard walczącej z napaścią rosyjską Ukrainie. To zła wiadomość dla Ukrainy i dla Zachodu. Nie spełniły się oczekiwania ukraińskiego ministra obrony, który przed szczytem mówił nawet, że decyzja w tej sprawie już zapadła.

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg powiedział mediom, że konsultacje trwają, czyli że decyzji nie ma. A nowy minister obrony Niemiec – że są dobre powody za i przeciw wysłaniu czołgów, czyli też przyznał, że decyzji nie ma. Kanclerz Niemiec zaznaczył przed spotkaniem w amerykańskiej bazie na terenie Republiki Federalnej, że Niemcy wyślą leopardy, jeśli Amerykanie wyślą abramsy. Ale Amerykanie wolą wysłać wozy pancerne Bradley niż abramsy. Tak koło się na razie zamknęło. Jakiego jeszcze dramatu trzeba w Ukrainie, by czołgi niemieckiej produkcji pojawiły się na froncie w napadniętym bezprawnie i bezpodstawnie kraju?

Ukraina twierdzi, że potrzebuje leopardów, by odeprzeć spodziewaną na wiosnę rosyjską ofensywę i by sama podjęła działania zaczepne. Niektóre państwa NATO, w tym Polska, zgłaszają chęć i gotowość do wysłania w sumie kilkudziesięciu czołgów. Te natowskie „jastrzębie” wywierają presję na Niemcy, ale Niemcy się wciąż wahają i odrzucają zarzuty, że są w tej sprawie hamulcowym. Bronią się przed presją – które państwo by się nie broniło? – przypominając, że już wysłały Ukrainie pomoc wojskową wartości ponad 3 mld euro. No tak, ale Ameryka przeznaczyła na ten sam cel już prawie 27 mld dol. Za słowami idą czyny w przeświadczeniu, że ta brudna wojna Putina musi się zakończyć w tym roku.

Czołgi to broń ofensywna, więc Niemcy obawiają się rosyjskiej kampanii propagandowej, w której Rosjanie znów zobaczą niemieckie czołgi sunące na pozycje rosyjskie. Dotąd społeczeństwu Kreml wmawia, że to NATO napadło na Rosję w Ukrainie. Teraz będą trąbili, że to krzyżacy na leopardach.

W niemieckiej dyskusji o czołgach niechętni ich wysłaniu są politycy radykalnej lewicy (Linke), ale i część socjaldemokratów. Pada argument, że Niemcy z powodów historycznych – najazdu na Sowiety i potwornej klęski zadanej im m.in. przez Armię Czerwoną – nie mogą ryzykować jeszcze silniejszej antagonizacji Rosji. Za to Zieloni i liberałowie w koalicyjnym rządzie wydają się gotowi zaryzykować. Opinia niemiecka jest więc podzielona bardziej niż np. holenderka, brytyjska, hiszpańska czy w Polsce lub krajach bałtyckich.

W Tallinie w czwartek, dzień przed Ramstein, przywódcy ośmiu państw NATO zobowiązali się do dalszej pomocy militarnej dla Ukrainy. Brytyjczycy wyślą m.in. czołgi Challenger 2, Polska artylerię przeciwlotniczą i kompanię leopardów (za niezbędną zgodą Niemiec). No ale Niemcy mają swoją politykę i swoje kłopoty, w tym złe relacje z Polską, więc deklaracja tallińska nie musi ich mobilizować.

Eksperci od wojskowości zaznaczają, że leopardy i abramsy to czołgi bardzo skomplikowane w obsłudze, a są inne nowoczesne rodzaje broni, które mogłyby okazać się bardziej przydatne. Na przykład amerykańsko-szwedzki pocisk artyleryjski o mocy rakiety, ale znacznie tańszy niż amerykańskie pociski ziemia-powietrze. To ważna sugestia, bo Ukraina potrzebuje czołgów, ale też jeszcze skuteczniejszej obrony powietrznej.

Klasyk powiedział, że wojna jest przedłużeniem polityki czasu pokoju. W przypadku Ukrainy może to być prawdą w odniesieniu do Rosji, ale nie powinno być w odniesieniu do Zachodu. Amerykanin Austin słusznie podkreślił w Ramstein, że spotkanie NATO obserwuje nie tylko Ukraina, ale i Rosja.

Kremlowska propaganda z jednej strony wyśmiewa konsultacje w sprawie leopardów, ale z drugiej strony grozi eskalacją wojny w razie ich wysłania Ukrainie. Wniosek dla Zachodu wydaje się politycznie i militarnie jasny: Rosja chce storpedować wysyłkę czołgów, a zatem obawia się, że może ona przeważyć szalę na korzyść Ukrainy.