Młodzież wygłosuje PiS od władzy

Szymon Hołownia chce obniżyć dolną granicę wieku dającą czynne prawo wyborcze do 16 lat. Adrian Zandberg twierdzi, że nie Tusk, tylko młodzi zmiotą PiS w nadchodzących wyborach. Ale jakim cudem ma się to dokonać, skoro powszechnie wiadomo, że frekwencja wyborcza w najmłodszej grupie wiekowej (18-21 lat) jest w Polsce tradycyjnie najniższa? A najwyższa w grupie 51-60 lat.

Według socjologów młodzi nie interesują się polityką, nie mają wyrobionych poglądów politycznych ani poczucia, że ich głos coś zmieni. Nie załamujmy nad nimi rąk, lecz pomóżmy im być obywatelami. Krokiem w tę stronę był Campus Polska Trzaskowskiego. Temu może też służyć pomysł Hołowni. Miejmy nadzieję, że i jego ugrupowanie będzie pracowało z młodymi w tym kierunku.

Jest tu jednak pewna dwuznaczność. Gdy liderzy apelują do młodych, żeby korzystali ze swych praw, w tym wyborczych, to powinni zaznaczać wyraźnie, że niekoniecznie mają głosować na ich stronnictwa. Bo politolodzy już dawno temu ustalili w badaniach, że frekwencja w istocie jest testem nie tylko popularności tej czy innej partii, tego czy innego polityka, ale przede wszystkim jest testem zaufania do systemu demokratycznego i jego akceptacji. U nas ten test wypada niezbyt dobrze dla demokracji, bo zwykle zaledwie nieco ponad połowa uprawnionych do głosowania rzeczywiście głosuje.

Rekord frekwencyjny, dotąd niepobity, padł ponad sto temu. W historycznych, pierwszych wolnych wyborach parlamentarnych frekwencja sięgnęła, według oficjalnych danych, 75 proc. Ale już w przełomowych wyborach 4 czerwca 1989 r., kiedy otwierał się całkiem nowy rozdział naszej historii, do urn poszło nieco ponad 60 proc. (w drugiej turze zaledwie 25 proc.), a frekwencja w całkowicie już wolnych wyborach w 1991 r. wyniosła ciut ponad 43 proc.

Lepiej, ale też nie rewelacyjnie, jest w spersonalizowanych wyborach prezydenckich. Najlepsza frekwencja zdarzyła się nie podczas pojedynku Duda-Trzaskowski (w drugiej turze 68 proc. z maleńkim haczykiem), lecz podczas starcia Wałęsa-Kwaśniewski (68, 2 proc.). A w referendum nad wstąpieniem Polski do UE nie sięgnęła 60 proc. (58,8).

Te wszystkie wyniki są ważnym przyczynkiem do dyskusji o kondycji naszej demokracji. Śmiało można mówić, że znacznej części naszego społeczeństwa po 30 latach jego doświadczeń z ustrojem demokratycznym demokracja raczej nie zaimponowała. To jeden z powodów sukcesu Kaczyńskiego. Czy młodzi obalą jego rządy, jak wieszczy Zandberg? Ma na myśli najnowsze badania, w których w najmłodszej grupie wyborców poparcie dla PiS jest śladowe, a wyraźne dla lewicy, Hołowni i konfederatów.

Można by dodać, że liczny udział młodych i bardzo młodych, właśnie nastoletniej młodzieży szkół średnich w protestach ekologicznych i edukacyjnych czy w obronie praw kobiet jest argumentem za obniżeniem wieku wyborczego. Tylko że to jest awangarda. Żeby wpłynęła na wynik wyborów, musi mieć mądre, bezinteresowne wsparcie całej prodemokratycznej opozycji i zmobilizować bierną i obojętną większość rówieśników. Tak że w tych wyborach, szczególnie gdyby Kaczyński postawił na przedterminowe, wciąż decydować będzie seniorat w elektoracie i klasie politycznej.