Powrót Taty chciany i witany

W sondażach spore poruszenie. Tydzień po powrocie Tuska: Platforma w górę, Hołownia w dół. I figa od narodu na wrogie przejęcie TVN i na nepotyzm dobry, czyli dla PiS-u, i zły, czyli dla całej reszty. Gońcie się!

Tusk przyniósł nadzieję, a PiS nie potrafi jej zdławić: to wychodzi dziś w sondażach. Pośrednio wychodzi też w ich nagonkowej propagandzie. Już bez żenady putinowskiej. Demonizacja Tuska i Platformy od rana do wieczora. Gdyby ktoś zaprzeczał, że Polska jest członkiem UE, to znalazłby dowód, że ma rację, oglądając dzienniki ,,kurwizji”. Jeśli szczują, kłamią i grożą, uznali, że powrót Tuska może być dla nich znowu realnym zagrożeniem.

Mają dwie opcje: poszerzenie pola walki z wolnością i demokracją albo jego znaczące zmniejszenie. Na razie wybierają poszerzenie: lex Suskiego kontra TVN, akces do międzynarodówki proputinowskiej skrajnej prawicy, proces Strajku Kobiet, a w gospodarce drożyzna, inflacja i daniny. Czyli dalej kurs na zderzenie z Brukselą i z Jankesami i balony próbne wysyłane do Moskwy: atomowa misja Solorza w Kaliningradzie. No i przeciąganie liny w sprawie kolejnego ambasadora: syna profesora Brzezińskiego, którego nie chcą w pisowskiej Warszawie pod absurdalnym pretekstem, że jako syn profesora jest obywatelem polskim, więc nie może być ambasadorem amerykańskim.

Dla opozycji prodemokratycznej są z tego galimatiasu dwie lekcje. Pierwsza dotyczy nadchodzących wyborów. Choć ich uczciwość jest zagrożona – patrz: lex TVN – to jednak szansę pogonienia PiS-u daje tylko wspólna lista KO, Hołowni i PSL, reszta to fanaberie. Szansa przyjdzie za dwa lata, może za rok, może za pół roku – tu zdecyduje Kaczyński – a Tusk, Trzaskowski, Hołownia muszą się dogadać do końca tego roku.

Druga lekcja: jeśli się nie dogadają skutecznie, to będzie to ich historyczna wina. Kaczyński, póki jest u władzy, nie odpuści ze swoimi obsesjami, frustracjami, kompleksami. Nakręca go nienawiść do Polski nowoczesnej, wolnościowej, przyjaznej własnym obywatelom ponad różnicami światopoglądów i współpracującej z wolnym światem, a nie z jego wrogami. Na tę destrukcyjną postawę Tusk ma dobrą odpowiedź: ,,Nie możemy stać się tacy jak oni”.

Wywiad z nim przeprowadzony przez Bartosza Wielińskiego rozwija tę ideę przekonująco. Potwierdza opinię Rafała Zakrzewskiego – w jego polemice z Jackiem Żakowskim, który błędnie lęka się, że powrót Taty zatrzyma przebudowę obozu demokratycznego. Nie zatrzyma, bo to jest inny Tusk, inna Polska i inna opozycja niż przed jego wyprawą do Brukseli.

Tusk nie widzi siebie w roli premiera, ale w roli niemściwego lidera ratującego polską politykę od zła, które wpuścił do niej Kaczyński: chaosu, kłamstwa, pazerności, pogardy dla innej niż jego koncepcji rządów.

Nikt nie wie, czy Tuskowi uda się zmobilizować milczącą większość, ale przynajmniej chce spróbować. Razem z Trzaskowskim i Hołownią. Wysyła jasny komunikat do wszystkich chętnych, włącznie z lewicą. Nie dajmy sobie wmówić, że takie postawienie sprawy jest jakimś dyktatem i pogłębi polaryzację w społeczeństwie, którą świadomie wywołał Kaczyński, idąc po władzę na podsłuchach z restauracji ,,Sowa i przyjaciele” i na trumnach smoleńskich. Jest przeciwnie: jego obecna linia polityczna może tę polaryzację osłabić. Nazywanie rzeczy po imieniu jest dobrą metodą mobilizacji Platformy i jej elektoratu.

Tak, PiS jest silny przede wszystkim słabością demokratycznej opozycji. Ale to się zmienia. Kaczyński nie odbudował zaufania do siebie. Tusk zaczyna odbudowywać zaufanie do Platformy i wiarę, że wspólne działanie sił demokratycznych i nieustające błędy i porażki obecnego rządu mogą odsunąć PiS od władzy. Wspólne działanie nie oznacza, że trzeba powtarzać w tym celu metody Kaczyńskiego. Nie chodzi o to, żeby kult Kaczyńskiego zastąpić kultem Tuska, a monopartię Kaczyńskiego monopartią Tuska. Chodzi o wywalenie na śmietnik historii wszelkich kultów jednostki, jedynie słusznych katechizmów ideologicznych i monopartii.

Tusk patrzy szeroko: ta walka toczy się o przyszłość Polski, ale też Europy. Inaczej niż Kaczyński lider PO rozumie, że Polska leży tu, gdzie leży – między Unią a Rosją – więc jeśli wygra PiS, to przegra Polska widząca siebie w Europie i na Zachodzie.