Nie nasza wina, tylko opozycji, „lewactwa” i „cywilizacji śmierci”

Anita Czerwińska, rzeczniczka PiS, usiłuje obarczyć opozycję winą za burdy podczas tzw. Marszu Niepodległości. Ten żałosny wybieg ma zdjąć odpowiedzialność z organizatorów tego nalotu na Warszawę.

Ich szef Robert Bąkiewicz, były działacz skrajnie prawicowego ONR, nazywa demokrację najgłupszym systemem stworzonym przez człowieka. Na zlocie zagrzewał swoich zwolenników do wielkiej wojny z lewactwem. Ultranacjonalistów swego typu przedstawiał jako naśladowców Chrystusa, którzy dźwigają krzyż prześladowań ze strony liberalnych mediów, „lewactwa”, policji i Unii Europejskiej, a także pisowskiego rządu premiera Morawieckiego i wicepremiera do spraw bezpieczeństwa J. Kaczyńskiego. Lista długa, razy wymierzone precyzyjnie. Pozostaje tajemnicą Nowogrodzkiej i Macierewicza, jak ktoś taki może funkcjonować w życiu publicznym.

Podczas nieszczęsnego „marszu” policja zaatakowała pracowników mediów. Ale nie na wezwanie Bąkiewicza. Są tu dwie możliwości, obie kompromitujące. Albo działo się to na rozkaz dowódców, albo było wynikiem braku profesjonalizmu. A jeśli na rozkaz dowódców, to powstaje pytanie, czy za wiedzą i zgodą nadzorujących ich polityków obecnej władzy. A wtedy byłby to sygnał, że rządzący przyjmują ostrzejszy kurs wobec mediów z nimi niesympatyzujących, czyli standardy Łukaszenki.

W obronie poturbowanych dziennikarzy, reporterów i fotoreporterów płci obojga wydała oświadczenie „Gazeta Wyborcza”. Ponad podziałami, w imię wolności słowa i standardów demokratycznych. Ujęła się i za swoim spałowanym fotoreporterem, i za dwojgiem dziennikarzy „Newsweeka”, i za trafionym policyjnym pociskiem fotoreporterem bynajmniej nie liberalnego „Tygodnika Solidarność”. Czy doczekamy się podobnej solidarności ze strony mediów prorządowych?

Wątpię. Tak samo wątpię, że polscy biskupi rzymskokatoliccy i kościelne media potępią heretyckie i jątrzące słowa organizatora marszu nacjonalistów. Nie jemu zrównywać się z męczennikami za wiarę i z Chrystusem.

Na szczęście istnieje jeszcze społeczeństwo i zorganizowana opinia publiczna. To do niej i do obywateli należy ostatnie słowo. Zwalanie na opozycję fatalnych skutków polityki obecnej władzy przestaje działać. Ludzie po pięciu latach rządów „zjednoczonej prawicy” zaczynają wyrabiać sobie odporność na wirusy pisowskiej propagandy. Nie kupują już tak chętnie bajdurzeń o najlepszości Kaczyńskiego i jego partii.

Naturalnie, wciąż są wśród nas i tacy, którzy dalej mu bezgranicznie i ślepo ufają, ale tendencja przeciwna: coraz większej nieufności, rozczarowania, złości – jest już wyraźna. Kaczyński jest liderem rankingu polityków, którym Polacy nie ufają, a PiS zalicza kolejne spadki w sondażach poparcia.

To samo dotyczy Kościoła. Wierni, szczególnie młodzi, głosują nogami. Wychodzą z kościołów, żeby więcej nie wrócić. Tak kurczy się baza społeczna PiS i biskupów. Ale tonący chwyta się brzytwy, więc trudno przewidzieć, co czeka opozycję i coraz mniej milczącą większość, która na Kaczyńskiego nie głosuje. Tak czy inaczej, zbliża się przesilenie. Oby na lepsze.