Ależ się boją Bidena

Małość, dyplomacja matołków, strach. Tak można podsumować reakcje obecnej władzy i prawie całej polskiej prawicy na zwycięstwo tandemu Biden-Harris. Małość i afront znajdziemy w liście prezydenta Dudy do Bidena, wysłanym w momencie, gdy podawane wyniki wyborów prezydenckich już wyraźnie wskazywały, że kandydat demokratów ma wygraną w kieszeni.

Kardynalne błędy pisowskiej dyplomacji celnie punktuje Donald Tusk i analityk Witold Jurasz. Błędy można sprowadzić do jednego: obecna władza, uwikłana w konflikty z Unią Europejską w związku z łamaniem praworządności, postawiła na jedną kartę. Asem miał być Trump na drugą kadencję, ale przegrany Trump to już tylko blotka.

Ten strategiczny błąd można naprawić, wracając do kanonu polskiej polityki zagranicznej po 1989 r. – nie stawiamy na jeden kraj, choćby najsilniejszy, tylko na współpracę w ramach dwóch wielkich przymierzy demokratycznego świata zachodniego: UE i NATO. Nie jesteśmy potęgą pierwszoligową, więc utrzymujemy też przyjazne stosunki z ONZ i innymi organizacjami wielonarodowymi. Ten kanon obecna władza w praktyce dyplomatycznej odrzuciła. Wszystkie swoje siły i środki zainwestowała w „Fort Trump” – w sojusz nie z USA, lecz z Białym Domem pod zarządem losera w bejsbolówce z napisem MAGA.

Teraz, gdy z „Fortu” nici, rozgląda się z przerażeniem w oczach, kto mógłby go zastąpić. Bo Bidena nie poważa i nie chce, podpinając się pod narrację przegranego Trumpa i jego zwolenników. Takie jednoznaczne zaangażowanie Polski pod zarządem „zjednoczonej prawicy” po jednej stronie amerykańskiego sporu wyborczego już zostało zauważone w sztabie Bidena, skądinąd praktykującego katolika, cieszącego się sympatią w amerykańskiej Polonii. I na pewno nie pomoże obecnemu rządowi i prezydentowi Dudzie w Białym Domu.

Zmasowana niechęć, jeśli nie nienawiść z rasistowskimi podtekstami, polskiej prawicy do Bidena i Harris nie pomoże też wizerunkowi Polski w oczach ponad milionów Amerykanów, którzy na nich głosowali i świętują teraz ich zwycięstwo. Mimo to prawica trwa w odmowie, jakby nie widziała, że pociąg zmian odjeżdża z peronu bez niej. Odrzucając rodzącą się nową rzeczywistość w Ameryce i na arenie międzynarodowej, marnują szansę, by poprawić swój wizerunek i swoje notowania w Stanach i na Zachodzie.

Zwłoka z przekazaniem gratulacji, powtarzanie kłamstw o rzekomych „ukradzionych” Trumpowi wyborach, dyskredytowanie i wyszydzanie już na starcie prezydenta elekta Bidena i wiceprezydent elekt Harris boleśnie uderzają w plany i interesy obecnych rządzących. Cała ta taktyka obliczona na rzucanie kłód pod nóg zwycięzcom, kasandryczne prognozy przyszłości – służy ukryciu głębokiego niepokoju o losy projektu Kaczyńskiego. Strategia populizmu nacjonalistycznego miała zapewnić mu długie panowanie. Polska pod rządami Kaczyńskiego i Dudy miała być ideologicznym i dyplomatycznym przyczółkiem trumpizmu w Europie.

Ten plan właśnie się sypie. To mnie nie martwi. Martwi mnie, że ucierpi na tym Polska, która jest czymś większym i ważniejszym niż ambicje i kalkulacje Kaczyńskiego. One wypychają nas z Zachodu na Wschód, a wpychają do skansenu obrażonego na wszystkich i wszystko, co z „kaczyzmem” czy trumpizmem nie czuje żadnej wspólnoty.