I po Trumpie!

Wreszcie dobra wiadomość polityczna od wielu lat: Joe Biden wygrywa wybory prezydenckie w najważniejszym państwie świata. Oby jego zwycięstwo uruchomiło efekt domina w innych krajach rządzonych przez małych Trumpów, naśladowców infantylnego, narcystycznego i konfrontacyjnego populisty, który przez cztery lata demolował demokrację amerykańską. Koszmar się kończy dla Stanów i dla wolnego świata, a zaczyna dla despotów i autorytarystów.

Jest jeszcze dodatkowy powód do radości i optymizmu: pierwsza w amerykańskiej historii kobieta na stanowisku wiceprezydenta – Kamala Harris. Niewykluczone, że przyszła prezydent USA. Tak kończy się kadencja Trumpa, który drwił z Baracka Obamy i nie odcinał się od rasizmu, gdy ginęli z rąk policji kolejni czarnoskórzy. Historia bywa sprawiedliwa.

Joe Biden ma prawdziwy prospołeczny program dla Ameryki i świata po Trumpie. Nim będzie mógł zacząć go realizować, trzeba będzie pokonać wiele przeszkód. Nie tylko ze strony Trumpa i trumpistów, którzy nie chcą i nie potrafią pogodzić się z przegraną w demokratycznych wyborach i grożą lawiną protestów. Przed demokratami stają gigantyczne wyzwania, na które składa się nie tylko masa spadkowa po kadencji Trumpa, ale też pandemia i jej złowrogie skutki w gospodarce i innych kluczowych dziedzinach życia.

Nie znikną też miliony Amerykanów, których uwiódł trujący umysły i serca urok populizmu. Biden chce jednak być „jednoczycielem” i to może się mimo wszystko udać. Czar Trumpa zwietrzeje, gdy tandem Biden-Harris zacznie przestawiać tryby państwa zgodnie z obietnicami, a trumpistom skończą się środki prawne i fundusze na walkę z demokratycznym Białym Domem.

A pisowska Warszawa? Postawiła, na czele z prezydentem Dudą, na Trumpa. To był wybór brzemienny w konsekwencje. Izolował Polskę w Unii Europejskiej, przyprawiał Polsce gębę ultrakonserwatywnego skansenu. Administracja Bidena od Polski się nie odwróci, ale nie będą to stosunki „specjalne”, tylko normalne, partnerskie w ramach generalnego „resetu” amerykańskiej polityki zagranicznej. Ale „zjednoczona prawica” nie powinna mieć złudzeń: zwycięstwo Bidena to dla niej zła wiadomość. Na szczęście dobra dla Polski. Big day, big news, big hope.