Jak chcą zniszczyć Trzaskowskiego

Jest mobilizacja. Liczba podpisów z poparciem kandydatury Trzaskowskiego znacznie przekracza milion. Zebranych w ciągu kilku dni i pod nieustającym ostrzałem TVP! Nie chodzi tylko o liczbę. Równie ważne jest to, że podpisują wszystkie pokolenia, wracają młodzi, może zostaną przy KO na dłużej. Ale skoro jest mobilizacja, to jest i strach przed nią. Boją się Tuska, zaczynają się bać Trzaskowskiego.

W pogubieniu walą w niego Spinozą i nękają pytaniami, czy posłał syna do pierwszej komunii. Że niby nie jest katolikiem? Lepiej by zapytali swojego szefa Kurskiego, jak jego katolickie sumienie pozwoliło mu się rozwieść i jak pozwala mu tolerować takie wredne traktowanie Trzaskowskiego. Ale w istocie oznacza ono jedno: amunicji brak. Pozycja Trzaskowskiego jako głównego rywala prezydenta Dudy się umacnia. A ponieważ się umacnia, jego sztab musi się liczyć, że ataki się nasilą. I będą skoordynowane z kampanią nienawiści pod hasłem „Chamska hołota”.

Są dwa fronty walki z Rafałem Trzaskowskim. Pierwszy to kampania PiS, drugi to szpile wbijane mu przez Kosiniaka-Kamysza, Biedronia i Hołownię. Oba fronty łączy jedno: pragnienie, by zniszczyć lub obezwładnić kandydaturę Trzaskowskiego. Z PiS jest sprawa jasna. Chodzi im o to, by wygrał Duda, bo to dla obozu władzy najwygodniejszy, bezstresowy scenariusz: malowany prezydent pisowskiego państwa na kolejną kadencję. Polityczna tarcza ochronna, za którą będą mogli dalej robić swoje. Tylko że reelekcja Dudy miała być formalnością, a teraz widać, że historia pisze inny scenariusz. Duda wciąż jest faworytem, lecz już nie jest pewniakiem.

W najnowszym sondażu (IBRiS) ma poparcie 42,7 proc. pytanych, Trzaskowski – 26,6 proc., co oznacza ich pojedynek w drugiej turze. Hołownia, Biedroń, Kosiniak-Kamysz i Bosak – żaden nie przekracza 8 proc. Ale gdyby trzej pierwsi wezwali swoich wyborców do głosowania na Trzaskowskiego w drugiej turze, a ci ich usłuchali, wygrana Dudy staje pod wielkim znakiem zapytania.

Czy wezwą? Coraz mniej wskazuje, że tak będzie. Hołownia ogłosił, że Trzaskowski nie powinien zostać prezydentem, bo byłby elementem rzekomego układu PiS-PO. Mówi to „bezpartyjny” kandydat, który ma w sztabie dwoje doradców, którzy byli w rządzie PO. Do insynuacji dokłada głupkowate uszczypliwości o „busiku, który wypakował świeżego, wysportowanego kandydata” (czyli Trzaskowskiego). Po co to? W takich momentach Hołownia niebezpiecznie zbliża się stylem do Dudy. Ma swoje plusy i minusy, tak samo jak kandydaci „partyjni”, ma sensowny program, po co wjeżdża na bandę? Czemu puszczają nerwy jego sztabowcom?

Przecież „wizja Polski” Hołowni nie wyklucza się z wizją Trzaskowskiego, uzupełniają się. Jednak Hołownia stał się zakładnikiem swej „bezpartyjności”. To błąd strategiczny, bo będzie zmuszony kluczyć, gdy przed drugą turą przyjdzie czas decyzji, czy przekazać swoje poparcie Trzaskowskiemu. Gorzej – jeśli nie wezwie swych wyborców do głosowania na Trzaskowskiego i zapowie utworzenie jakiejś swojej formacji, podkopie to jego „bezpartyjny” wizerunek i Hołownia skończy jak Palikot i Kukiz.

Z wizją Trzaskowskiego nie wykluczają się też programy Biedronia i Kosiniaka-Kamysza. Nic dziwnego, bo wszyscy chcą odsunięcia ekipy Kaczyńskiego i Ziobry od władzy. Widzą w tym warunek złagodzenia obecnych konfliktów i podziałów. Wszyscy mogliby się podpisać pod hasłem Trzaskowskiego: „Silny prezydent, wspólna Polska”.

I co? Prezes ludowców wtóruje Hołowni. Powtarza w ślad za nim, że jedynym celem KO jest „wykończyć PiS”. To niegodne nadużycie. Nie, celem PO/KO jest to samo, co jest celem Kosiniaka, Hołowni czy Biedronia: pokonanie Dudy. A rozum polityczny podpowiada, jakie zachowanie jest racjonalne. Jeśli nie chcesz PiS u władzy i chcesz głosować 28 czerwca, nie musisz lubić PO/KO, by głosować na Trzaskowskiego. Dzisiaj tylko on ma szansę przybliżyć cię do celu. Nie musisz głosować na niego w pierwszej turze, choć tak byłoby lepiej, ale powinieneś głosować na niego w drugiej turze. To jest dobry obywatelski pragmatyzm.