Męskość według Morawieckiego

Pisowski bukiet chwastów językowych pęcznieje z dnia na dzień. Niech sobie premier Morawiecki snuje swe inwestycyjne sny o potędze na użytek wyborczy, ale obronę ordynarnej odzywki Kaczyńskiego mógłby sobie darować. To już lepiej niech gryzmoli na excelu. Bo odzywka jest nie do obrony. Ale jeśli już chciał czy musiał bronić, to czemu tak, że pół internetu się z tej obrony śmieje lub zgrzyta zębami?

Nie, „chamska hołota” to nie są słowa „męskie”, tylko obraźliwe. A nazywanie publicznie, z ław rządowych, na sali obrad Sejmu Rzeczypospolitej, podczas debaty parlamentarnej, rywali politycznych hołotą jest obrazą tak nazwanych i przecież demokratycznie wybranych posłów, no i tych wyborców, którzy na nich głosowali: durnie, wybraliście hołotę. Jest zatem obrazą samej demokracji parlamentarnej. Po pięciu latach obecnych rządów i ustawce Sasina nikt się chyba nie łudzi, że obóz władzy ma system demokratyczny gdzie indziej niż w głębokim poważaniu.

Mamy takie określenie, że jakieś słowa są „nieparlamentarne”. To znaczy, że nie wypada ich używać w parlamencie, z mównicy czy na sali obrad. Bo robią z parlamentu budkę z piwem. Ten dobry obyczaj Kaczyński nie po raz pierwszy złamał. Z pewnością kwalifikuje się to do oceny przez sejmową komisję etyki poselskiej. Gdy w Sejmie wydziera się szeregowy poseł czy posłanka – zaciąga tę samą winę, ale lider zaciąga ją podwójnie, bo nie tylko pokazuje innym, że tak można, ale wręcz stawia za wzór do naśladowania.

To psucie debaty sejmowej zaczęło się od Leppera. To wtedy „skończył się Wersal”. W tę tradycję „anty-Wersalu” wpisywała się swymi odzywkami posłanka PiS Krystyna Pawłowicz. Jej „męskie słowa” o „mordzie” i „chamskim lewactwie” zamiast potępienia przez PiS wzbudziły aplauz jego posłów. A dziś PiS ma czelność zwalać winę za demolowanie debaty sejmowej na opozycję.

To nie jest tak, że chamstwo w Sejmie za chwilę przykryją inne chamstwa. Słowa, tak samo jak idee, mają swoje konsekwencje. Słowem można symbolicznie zabijać. A nawet zabijać dosłownie. Zaledwie półtora roku temu słowa nienawiści przeciwko prezydentowi Adamowiczowie skończyły się jego zamordowaniem. W dzisiejszej polskiej polityce prawdziwa „męska” odwaga wypierana jest przez kłamstwo, agresję, butę i obłudę.

Premier Morawiecki przypisuje sobie nieistniejące zasługi i zasypuje wyborców wraz ze słabnącym w sondażach prezydentem Dudą gruszkami na wierzbie. Nie posuwa się do chamskich odzywek, ale atakuje ze swej strony opozycję równie brutalnie. W przemówieniu sejmowym przed głosowaniem wotum zaufania dla swego rządu znów puścił zdartą płytę, jakoby opozycja demokratyczna nie znała języka polskiego interesu narodowego.

To właśnie jest traktowanie opozycji z buta. To jest ich „lepsizm”: kto ma inne zdanie, jest wrogiem PiS, a kto jest krytykiem i przeciwnikiem PiS, jest wrogiem Polski. To jest język wykluczenia, który w państwie demokratycznym niszczy debatę publiczną i rozrywa więź społeczną. Nie, opozycja nie jest „hołotą”, tylko reprezentacją części polskich obywateli. I proponuje inne, nowoczesne rozumienie patriotyzmu, które polega na współpracy dla dobra kraju i z rządzącymi, i z wspólnotą demokracji zachodnich. I to jest prawdziwa męskość w polityce. Rafał Trzaskowski nie reprezentuje „totalnej opozycji”, tylko wzywa do „nowej solidarności”. Dziś w totalnej odmowie współpracy i dialogu okopał się obóz władzy.