Łamią kołem Kidawę

Zaprawiony w bojach politycznych Jacek Kuroń lubił powtarzać, że lepsze bywa wrogiem dobrego. Ale czy ktoś go słucha? Za to chodzą słuchy, że Platforma Obywatelska chce wyrzucić na śmietnik wyborczy własną kandydatkę na prezydenta. To byłoby po ludzku obrzydliwe, a politycznie bardzo ryzykowne. I wcale nie pomoże wizerunkowi PO, bo taki ruch będzie odebrany jako przyznanie się do błędu. A za błąd ktoś przecież odpowiada.

Jak można tak traktować osobę, którą się samemu namaściło i jeszcze wczoraj rekomendowało? Małgorzata Kidawa-Błońska lojalnie podjęła rękawicę, stawiła czoło zmasowanej kampanii przeciwko jej osobie i kandydaturze, a teraz jak ten przysłowiowy murzyn może sobie odejść? Usiłował ją czołgać nie tylko aparat propagandowy obecnej władzy, ale też czyniono to po stronie opozycji.

Wymachiwano w kółko jakimiś dyskusyjnymi, a może i tendencyjnymi sondażami, lansowano tezę, że wyborcy się od niej odwrócili, bo wezwała do bojkotu wyborów. Dobrze, że wezwała do wycofania się z ustawki Sasina, należała się jej pochwała za zajęcie wyraźnego stanowiska, gdy jej rywale najpierw lawirowali, a w końcu ogłosili, że wystąpią w pozaprawnym acz słono opłaconym kabarecie dla ubogich.

Dzięki MKB do farsy nie doszło. Kaczyński nie osiągnął celu, a Kidawa swój osiągnęła. Miałaby teraz za swój sukces zapłacić upokorzeniem? Jaki kierownictwo PO chce wysłać komunikat do obywateli? Bo chyba nie taki, że nie warto być przyzwoitym i lojalnym.

Małgorzata Kidawa-Błońska godnie znosiła kampanię dezawuującą ją samą i kandydaturę. Hejt szedł na nią nie tylko w mediach pisowskich, ale też społecznościowych, sympatyzujących z kandydatami opozycyjnymi. Sięgano po argumenty ad personam, chór szyderców wypominał jej nawet, że jej przodkami byli wybitni politycy przedwojenni, a przecież nie byli to faszyści.

Rzucano się na każde potknięcie, tak jakby Duda był mistrzem mowy polskiej i arbitrem elegancji, za to o jej dobrych momentach w początkach kampanii, gdy poparcie dla niej sięgało 30 proc., panowało głuche milczenie. Zrobiono z niej chodzący dowód, że Platforma do niczego się nie nadaje, a Polskę zbawi Hołownia, który nie dorasta jej do pięt pod względem doświadczenia politycznego i państwowego.

Ryzyko Platformy z wystawieniem nowego kandydata polega na trzech problemach. Po pierwsze, formuła wyborów jest nadal niejasna, odium niekonstytucyjności nie zostało z niej zdjęte. Po drugie, ktokolwiek miałby nim być, będzie miał mało czasu i dużo mniej pieniędzy na swoją kampanię, a może się okazać, że nie zdoła przejąć elektoratu MKB, a co dopiero go poszerzyć. Po trzecie, wśród kandydatów nie będzie ani jednej kobiety, będzie znów bal samców.

Nie spieszę się z wytypowaniem następcy MKB. Z góry mu współczuję, bo będzie musiał się zmierzyć nie tylko z tymi problemami, lecz także z własnym sumieniem: dlaczego zgodził się nim być w takiej sytuacji?

PS. Złamali. Smutno było patrzeć, jak Małgorzata Kidawa-Błońska, samotnie, bez nikogo przy niej ani z jej sztabu, ani z kierownictwa PO, składała rezygnację. Zebrała cięgi i zapłaciła za to, że jako jedyna od początku stawiała odpór szaleństwu Kaczyńskiego. Należy się jej za to podziękowanie i wdzięczność. Tylko ona zachowała się mężnie, nazywając zło po imieniu, nie próbując go szorować z brudu.

PS2. Trzaskowski. No nie wiem.