Wieńce bez masek. Wojna smoleńska musi trwać

Notable pisowscy razem z prezesem złożyli w Warszawie wieńce w 10. rocznicę katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem. Ale dlaczego ostentacyjnie złamali restrykcje, które sami nałożyli na całe społeczeństwo?

Zero „dystansu społecznego”, zero maseczek i rękawiczek, a na domiar złego szli kilkunastoosobową gromadą. Wyglądali jak zarząd prowincjonalnej korporacji, którym są w istocie. Z tymi marsowymi minami tak naprawdę śmiali się w twarz obywatelom: nam wolno!

Powiecie, że to przecież podpada pod sankcje karne, które egzekwuje policja. Ale nie od notabli. Słyszymy, że takie zgromadzenie nie podpada pod nałożone obostrzenia. Czyli restrykcje są dla narodu, oni są ponad prawem i ponad „ciemnym ludem”. Czysty PRL.

Ta jedna scena pokazuje, czym są rządy, które dziś cierpimy. Niestety, z wolnej, nieprzymuszonej woli kilku milionów wyborców. Czy dziś, widząc to wszystko, co się dzieje w szpitalach, domach opieki i w gospodarce, też by głosowali na PiS czy Dudę? Czy zagłosują w maju? Tak, zagłosują – i w tych pseudowyborach, i w następnych. Tak działo się przez 40 lat pod rządami PZPR, a tych, którzy nie głosowali, a nawet agitowali, by nie brać w tym udziału, była garstka. Ówczesna propaganda albo ich ignorowała, albo robiła z nich wrogie i zdradzieckie „elementy antysocjalistyczne”.

Ten mechanizm nadal działa, zmieniły się tylko epitety. Dziś trąbią o zdrajcach Polski i wrogach Kościoła, liberalnych elitach i zawodowych kastach. I robią dalej swoje. Przez pięć ostatnich lat wypuszczano codziennie demony i trolle, by siać zamęt, nienawiść i podziały. Ani razu nie spróbowali potraktować poważnie zasłużonej krytyki, posłuchać ostrzeżeń. Cała ich polityka sprowadzała się do kupowania poparcia i kłamliwego straszenia, że gdyby utracili władzę, wszelkie dobra przez nich przyznane będą ludziom odebrane przez ich następców. Ludzie widzieli niespotykaną wcześniej korupcję w szeregach obecnej władzy, lecz wierzyli.

Metoda „dziel i rządź” znów okazuje się skuteczna. Trzeba z tym żyć i się do tego przygotować indywidualnie i zespołowo. Ze strony parlamentarnej opozycji, jaka jest dzisiaj – rozbita, osłabiana ciągłym hejtem rządzących, zajęta wzajemnym zwalczaniem się bardziej niż walką z realnym przeciwnikiem – silnego wsparcia niepisowska część aktywnych publicznie obywateli nie może oczekiwać.

10 lat po katastrofie smoleńskiej prezydent Duda mówi, że trudno wyjaśnić tę tragedię do końca. To niesłychane! To na co poszły pieniądze publiczne wyłożone na komisję Macierewicza? Dlaczego pozwala się mu wciąż powtarzać jątrzące teorie spiskowe?

Przecież nawet Kaczyński w okolicznościowym wywiadzie radiowym nie bredzi o zamachu, knowaniach PO i spisku Putina z Tuskiem. Czemu pisowskim ministrom spraw zagranicznych nie udało się odebrać wraku z Rosji? Co przez pięć lat zrobiło państwo rządzone przez „zjednoczoną prawicę”, aby Smoleńsk przeszedł z bieżącej polityki do historii? Nie przejdzie, bo jest nadal przydatny. Tusk wzywa, by już zamknąć ten temat, a minister Gliński dalej jątrzy, że takie wezwania są metodą walki przegranych z konkurentem politycznym, który odsunął ich od władzy.

Pośrednio przyznaje tym samym, że narodową tragedię wykorzystano do zdobycia władzy. Wykorzystano zbiorowe emocje, które krótko zjednoczyły naród. Podobnie było z traumą po śmierci papieża Wojtyły. Nic z tej dobrej jedności nie przetrwało. Mądrzy przywódcy w chwilach kryzysu starają się łączyć, a nie dzielić społeczeństwo. Popatrzmy na Brytanię, która po brexicie wpadła z deszczu pod rynnę pandemii.

Prawie połowa społeczeństwa była przeciw, ale gdy sprawca tego nieszczęścia, obecny premier Johnson – który najpierw zapewniał, że weźmie wirusa na klatę – sam trafił zakażony na OIOM, także liderzy sił proeuropejskich i zwykli obywatele okazali mu ludzką empatię. A królowa wygłosiła dwa znakomite orędzia do narodu, odwołując się umiejętnie i do doświadczeń czasu niemieckich bombardowań, i do międzyludzkiej, międzyspołecznej i międzykulturowej solidarności. I ludzie słuchali, bili brawo, czuli się wspólnotą, która da radę. „Keep calm and carry on”.

Czy wyobrażamy sobie obecnych rządców Polski w takiej roli? Kaczyńskiego, Dudę, Morawieckiego?Prezydent w wieczornym piątkowym wystąpieniu telewizyjnym spróbował przemówić ludzkim głosem, ale nie wspomniał o prawie całym naczelnym dowództwie, które zginęło w katastrofie, a przecież jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. I nie potępił odgrzewania właśnie teraz kłamstwa smoleńskiego przez Macierewicza. Nie przeprosił za ekshumacje ofiar, dokonywane wbrew protestom części rodzin.

W wywiadzie radiowym Kaczyński mówił prawie wyłącznie o swoim bracie, a przecież wraz z nim zginęło prawie sto osób, każda ze swoją historią, swymi nadziejami na przyszłość, swoim dorobkiem życiowym, swoimi bliskimi.

I tak obecna władza zmarnowała kolejny raz okazję, aby podjąć próbę odbudowania szacunku i zaufania do siebie wśród tych, którzy nie są jej fanami, ale są tak samo patriotami i równoprawnymi obywatelami. I jest ich większość.