Kidawa-Błońska może potrzebować wsparcia ponad podziałami. Jesteśmy gotowi?

Niby w obozie demokratycznym panuje zgoda, że Polska zasługuje na lepszego prezydenta niż Andrzej Duda. A zarazem w internecie Małgorzata Kidawa-Błońska, która ma największą szansę wejść do drugiej tury, jest dyskredytowana w roli kandydatki. Czasem można odnieść wrażenie, że krytycy przyjęli zasadę: „każdy, tylko nie MKB”.

Że dyskredytuje prawica, to oczywiste, ale z podobną zaciętością krytykują MKB prawie za każdą wypowiedź niektórzy zdeklarowani przeciwnicy… prawicy. I w porządku, bo to znaczy, że MKB, tak jak chciała, znalazła miejsce w centrum sceny politycznej, co przy obecnej polaryzacji społeczeństwa jest dobrym punktem wyjścia w walce o prezydenturę. Bo, jak mówią znawcy tematu, wygra ten, kto przekona do siebie więcej ludzi wahających się, na kogo ostatecznie zagłosować.

Też dobrze, tylko że zarazem różni guru od internetu mówią, że dziś nie wygrywa się wyborów w realu, jeśli nie wygrywa się ich w tzw. mediach społecznościowych – i tam trzeba działać. Dlatego ten dziwny sojusz w niechęci i sprzeciwie wobec Kidawy-Błońskiej powinien zwrócić uwagę pretendentki i jej sztabu.

Co łączy sympatyków PiS i część internetowej lewicy? Przede wszystkim przekonanie, że MKB jest „niewybieralna” w Polsce powiatowej i wiejskiej, gdzie królują „nasza Beatka” i „nasz prezydent Duda”. No tak, ale Andrzej Duda jest z miasta i należy do obecnej elity władzy, jeździ po świecie z żoną, zmieniającą co chwila designerskie kreacje, mówi dziwną mieszanką mowy ludowej z akademicką („paradygmat”).

Jednak to mu też nie szkodzi w oczach ludowego elektoratu, przeciwnie, „ciemny lud” byłego prezesa Kurskiego czuje się zaszczycony odwiedzinami p. Dudy w tym czy innym miasteczku.

Ta kombinacja postpeerelowskiej przaśności ze zmasowanymi wysiłkami mediów pisowskich, aby przydać Dudzie powagi i autorytetu jako prezydentowi, jakoś działa i obecny prezydent może na tym jechać do końca kampanii. Ale to za mało, aby Kaczyński i sztab Dudy mieli pewność wygranej. Największym zagrożeniem jest wciąż Kidawa-Błońska, bo na nią wciąż chce głosować najwięcej ludzi popierających kandydatów prodemokratycznej opozycji. I ma dobry kontakt z wyborcami.

W tej sytuacji rozum polityczny każe brać pod uwagę, że w drugiej turze przeciwko Dudzie stanie MKB. A to oznacza, że jeśli odrzuca się państwo i politykę PiS jako złą dla Polski, to trzeba się przygotować na odpadnięcie Kosiniaka, Biedronia i Hołowni. I na poparcie Kidawy, choćby z zaciśniętymi zębami, bo polska racja stanu ma pierwszeństwo przed interesem partyjnym. Nie ma co się obrażać, tylko pójść i głosować za MKB.

Wydawałoby się, że to prosta logika i prosta taktyka. Bo weźmy np. temat numer jeden w mediach polskich i światowych: koronawirus i gotowość rządu do stawiania czoła wyzwaniu epidemicznemu.

MKB zaczęła, bardzo słusznie, od pytań na ten temat kierowanych do rządu Morawieckiego. Tymczasem Zandberg ją skrytykował, że straszy. Skrytykował bez sensu, bo wezwanie rządu do lepszej i pełniejszej polityki informacyjnej to obowiązek opozycji. I to presja całej opozycji wymusiła specjalne posiedzenie Sejmu z inicjatywy prezydenta i przyjęcie specustawy. Zgoda, że kontrowersyjnej (delikatnie mówiąc), ale politycznie nie do uniknięcia w środku kampanii.

I MKB miała rację, pytając, czy rząd mówi całą prawdę o sytuacji. Powinna też podkreślać, że sytuacja nadal nie jest jasna, bo choć minister Szumowski dużo mówi, to nie wiemy, ile ma tak naprawdę testów na obecność wirusa. To kluczowy oręż w walce z wirusem, a my wciąż słyszymy, że przebadanych osób jest kilkaset, co przecież nie daje żadnego wyobrażenia o skali epidemii. W Brytanii przebadano 20 tys. We Włoszech epidemia się gwałtownie zaostrza, ludzie dziesiątkami umierają, a Polacy do Włoch masowo jeżdżą. Całkiem możliwe, że zakażonych jest wśród nas więcej, niż się dowiadujemy ze źródeł oficjalnych.

Nie chodzi o to, że władze umyślnie kłamią, tylko że same nie mają rozeznania, a może i dostatecznej ilości sprzętu medycznego. Trzeba pytać, to nie żadna histeria ani sianie paniki, lecz poczucie odpowiedzialności.

Inny przykład zadający kłam próbom robienia z MKB kandydatki „niewybieralnej”. Scenka z kampanii, kiedy zatrzymuje się, by odpowiedzieć na pytanie jakiegoś młodego człowieka o jej stosunek do legalizacji marihuany. Zaczyna od marihuany „medycznej”, nie kwestionuje, że może być pomocna, kończy na uczciwym przyznaniu, że ma mieszane uczucia w sprawie legalizacji konopi indyjskich. Wypowiedź jest krótka, rzeczowa, pozbawiona wartościowania na plus lub minus. I spójna z centrowym, umiarkowanym, dialogowym wizerunkiem MKB budowanym w jej kampanii.

Niestety, część prodemokratycznego elektoratu jakby nie dostrzega, że bezpodstawne podkopywanie MKB działa na korzyść obecnej władzy, która przecież tym wyborcom nie odpowiada. I gdy o Dudzie mało kto powie, że jest oderwany od codziennej polskiej rzeczywistości, to o MKB takie opinie słyszymy często, choć MKB na takie oceny nie zasługuje.

Inne powody niechęci do pretendentki to jej rzekoma niekomunikatywność, niezdolność do rozmowy ze „zwykłymi ludźmi”, płytka znajomość spraw interesujących wyborców i obywateli, sztuczność zachowania, a nawet jej historia rodzinna. To już zakrawa na „klasizm” – dyskryminację ze względu na pochodzenie społeczne – który na prawicy i lewicy jest zwykle potępiany, ale MKB została teraz wyjątkiem. Niektórym nie podoba się, że jej przodkami byli prezydent i premier Polski przedwojennej.

Inny zarzut. Krytycy chcą od MKB tez programowych, a kiedy w ostatnią sobotę ogłasza sensowne tezy dotyczące polityki zagranicznej, nie wzbudza to szerszego zainteresowania, bo już utarł się negatywny i nieprawdziwy stereotyp, że nie stoi za nią żaden program dla Polski.

Tymczasem w kampanii idzie jej coraz lepiej, co przyznają nawet osoby z nią i z KO niezwiązane. Może na początku sprawiała wrażenie niepogodzonej z zadaniem, jakie przed nią postawiono, a to dawało się wyczuć i trochę odbierało MKB wiarygodność, ale teraz to wrażenie osłabło, a powstaje nowe: że chce wygrać z Dudą w drugiej turze. No to trzeba się zdecydować: czy tak bardzo nie lubimy MKB, że zostaniemy w domu 10 maja i zwiększymy w ten sposób szanse Dudy na wygraną, czy jednak pójdziemy zagłosować na MKB, aby szanse Dudy zmniejszyć?

Niech nas nie zmyli silne spersonalizowanie wyborów prezydenckich. Oczywiście, głosujemy w nich na osobę i osobowość, ale także na ideę polityczną. Prezydent Duda to symbol polskiego narodowo-katolickiego tradycjonalizmu w oprawie autorytarnego, większościowego patriotyzmu. Kto w takim kraju nie czuje się dobrze, a chce w nim żyć, powinien swoje emocje ostudzić i głosować racjonalnie. Czyli na MKB, jeśli będzie miała najlepszy wynik w pierwszej turze. To żaden wstyd ani zdrada ideałów, tylko najlepszy możliwy wybór w obecnym układzie sił politycznych.