Prezydent nie zawiódł PiS

Prezydent Duda oczywiście podpisał 2 mld na media pod kontrolą polityczną obecnej władzy. Nie mogło być wątpliwości, że podpisze. Mogli je mieć tylko ci, którzy traktują prezydenta jako samodzielną figurę na scenie politycznej. I biorą poważnie pisowskie inscenizacje polityczne dla „ciemnego ludu”.

To, że Duda wystąpił z politycznym supportem premiera i dwóch funkcjonariuszy władzy od spraw mediów, miało pokazać, że decyzja zapadła po konsultacjach z ekspertami i pracownikami mediów, którzy pisali do prezydenta błagalne listy, aby ich ratował.Rzecz przedstawiono tak, aby powstało wrażenie, że cel decyzji prezydenta jest zbożny, ba, narodowy.

Usłyszeliśmy więc, że wszystkiemu winna Platforma, bo to przez nią zaczęły spadać wpływy z abonamentu, a przecież media publiczne wykonują świetną robotę i muszą mieć na realizację swej misji godne środki. Tylko dlaczego ludzie dalej nie płacili abonamentu, kiedy te media znalazly się w rękach ludzi pokroju prezesa Kurskiego? Dlaczego, skoro mediom pod władzą PiS zajrzało w oczy bankructwo, czołowi prezenterzy współczesnego Dziennika TV zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie? A ile zarabia sam szef TVP w tym ponoć krysysowym dla niej momencie? Widowisko było wyreżyserowane tak, aby nikt o nic nie pytał, tylko przyjął do wiadomości decyzję o podpisaniu ustawy.

Polityczni showmeni nie odnieśli się słowem do istoty sporu. Jest nim przejęcie kontroli nad mediami publicznymi przez koalicję rządzącą w taki sposób, że w części informacyjno-publicystycznej stały się one de facto tubą propagandową „zjednoczonej prawicy”. W tej sytuacji nazywanie ich „publicznymi”, czyli zachowującymi neutralność w sprawach polityki bieżącej i przedstawiającymi na równych prawach różne punkty widzenia na ważne sprawy publiczne jest nadużyciem i manipulacją.

Po orwellowsku maskuje się w ten sposób rzeczywisty stan rzeczy. Prezydent i pozostali panowie przekonywali o potrzebie mediów publicznych i przypominali, jak bogata jest ich oferta programowa. Ale chodzi przecież nie o to, by nie wspomagać pieniądzem publicznym teatru telewizyjnego czy kanału kulturalnego lub historycznego, ale o to, by dzienniki i programy informacyjne za publiczne pieniądze nie dawały forów jednemu obozowi politycznemu, bo to czyni z mediów publicznych media monopartyjne, jak było za dawnego reżimu. Na ten temat czterech panów nie miało nic do powiedzenia. Przebrali się w kostiumy obrońców misji publicznej, wiedząc doskonale, że pełnienie tej misji sami paraliżują. Jeśli jakieś media dziś w Polsce tę misję podejmują, choć nie muszą, to prywatne. To w Europie kuriozum, lecz przecież nie pierwsze pod obecnymi rządami.

Druga kwestia polegała na tym, że PiS po faku poseł Lichockiej znalazł się w defensywie. Opozycja na czele z KO wykorzystała tym razem sprawnie i bezlitośnie kryzys, jaki zafundowała sobie sama władza. Na wokandzie publicznej postawiono pytanie: 2 mld na propagandę partii rządzącej czy na służbę zdrowia, zwłaszcza na onkologię?

Wbrew pisowskiej mantrze, że to demagogia, pytanie jest uprawnione, bo dotyczy konstrukcji budżetu i zarządzania finansami publicznymi. Wolno też i trzeba pytać, jak zostaną rozdzielone te 2 mld, a prezes TVP zamiast wykonywać operetkowe gesty, że gotów jest podać się do dymisji, powinien powiedzieć obywatelom, na co konkretnie pójdzie kasa. Opozycja powinna zaś alarmować, że równość i uczciwość nadchodzących wyborów prezydenckich jest pod znakiem zapytania, bo media publiczne faworyzują prezydenta Dudę, w dość zgodnej ocenie ekspertów i odbiorców niepopierających rządów posła Kaczyńskiego.

A to, że głowa prezesa TVP nie poleci, jest tak samo oczywiste politycznie, jak było od początku oczywiste, że prezydent podpisze ustawę o 2 mld. I dlatego nie mógł zawieść Prezesa Polski, jego pretorian i wyborców, za to mógł zawieść rzesze tych, którzy wierzyli, że stanie ponad interesem partyjnym swego obozu. Władza, głupcze!

P.s Ustawki medialnej ciąg dalszy. Jacek Kurski zdjęty z funkcji prezesa TVP, donoszą w sobotę wieczorem media. Niby głowa jednak poleciała , lecz już raz widzieliśmy, jak Kurski odwojował swoje stanowisko, więc to nie jest takie pewne. A nawet jeśli wiadomość się potwierdzi, to zobaczymy, gdzie głowa się doturla i kto zostanie po Kurskim rzucony na telewizję. Lichocka? Kto prezesowi zabroni? To on obsadza strategiczne stanowiska. Ktokolwiek zastąpi Kurskiego, będzie działał na wytyczne Kaczyńskiego.

A to oznacza, że istota sporu o media publiczne nie zmieniła się po odwołaniu Kurskiego. Tak samo, jak nie zmieniła się kwestia onkologii. Duda podpisał, TVP dostała zastrzyk finansowy i z wdzięczności i potrzeby zrobi wszystko, by został w Pałacu na następne pięć lat, dla Kaczyńskiego to, kto dostanie wysoko płatną posadę Kurskiego, jest mniej waźne i podporządkowane temu, aby Duda wygrał. O to chodziło od początku, intrygi i ruchy personalne mają tu znaczenie wewnętrzne, kondycji państwa i poziomu polityki to w niczym nie poprawi. Warunkiem poprawy jest odsunięcie od władzy politycznych mocodawców tego czy kolejnego prezesa RTVP.