„Kidawa już dla mnie się nie liczy jako człowiek i kandydat”

Pisarka Maria Nurowska zapowiedziała, że jeśli Małgorzata Kidawa-Błońska faktycznie popiera zamknięcie granic przed uchodźcami, to dla niej „przestanie się liczyć jako człowiek i kandydatka”. Jej słowa podchwyciły natychmiast prawicowe portale, bo przecież dla nich to gratka: znana „kodziara” wadzi się z główną rywalką Dudy!

I tak zamiast zajmować się lichą kampanią swojego prezydenta, mogą punktować MKB, wykorzystując jej wypowiedź w sprawie kryzysu migracyjnego sprowokowanego przez Erdoğana na granicy turecko-greckiej, czyli także na granicy Unii Europejskiej.

Dochodzi tam rzeczywiście do sytuacji typowych dla kryzysu humanitarnego i aktów agresji nie tylko ze strony greckich ultraprawicowców, ale i „wopistów”, a większość greckiej ludności w tym rejonie nie chce uchodźców – ani tych, którzy już są w obozach, ani tych, którzy chcieliby teraz przedrzeć się przez granicę w poszukiwaniu miejsca do normalnego życia.

To fakt, że pani Kidawa-Błońska nie wyraziła się dostatecznie jasno. Wykorzystano to przeciwko niej natychmiast i bezpardonowo nie tylko na prawicy, lecz też w niektórych demokratycznych środowiskach obywatelskich. Konsternację tych ostatnich można zrozumieć o tyle, o ile krytykowały one skandaliczne moralnie antyuchodźcze pokrzykiwania Kaczyńskiego i spółki. A teraz odebrały tak wypowiedź MKB. Czy słusznie?

W nagłośnionej wypowiedzi nie użyła ona nawet słowa „uchodźcy”, nie mówiła o „zamknięciu” granic, nie plotła o „zarazkach”, za to nazwała migrantów ludźmi „zrozpaczonymi”, którzy zrobią wszystko, by dostać się do Europy. A to przecież prawda, tak samo jak prawdą jest, że „powinniśmy pilnować naszych granic i czuwać, aby nikt niepowołany w naszym kraju się nie znalazł”. Co więcej, w tym samym duchu zareagowała na sytuację szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która jako była minister obrony Niemiec użyła metafory militarnej, że „utrzymamy linię” na zagrożonej granicy. Unia zapowiedziała prawie miliard euro dodatkowej pomocy dla Grecji i nazywa ją „tarczą Europy”.

Tarczą mającą chronić Europę przed zakusami Erdoğana, który użył imigrantów jako środka nacisku na Unię, a w istocie jako środka szantażu: jeśli nie poprzecie nas w naszej wojnie w Syrii, w której Asada wspiera Putin i Iran, to pozwolimy ruszyć milionom uchodźców na Europę. Na znak ostrzeżenia, że jest do tego gotowy, reżim Erdoğana uchylił furtkę przed tysiącami migrantów, a są ich w Turcji jeszcze niespełna 4 mln. Unia zawarła z Turcją porozumienie, że w zamian za wielomiliardową pomoc finansową (ponad 6 mld euro) pozostaną oni w obozach na terenie Turcji do czasu rozładowania konfliktu (co niestety może oznaczać, że na zawsze – i tu polityka UE nie ma sukcesu).

Taki z grubsza jest międzynarodowy kontekst dramatu. Unia, na czele z Niemcami pod rządami kanclerz Merkel, wyciągnęła wnioski z kryzysu sprzed pięciu lat i ogłosiła, że bramy do Europy są obecnie zamknięte, gdyż nie jest zdolna przyjąć kolejnej fali uchodźców. Taka jest aktualna linia polityczna UE.

Można z tym się nie zgadzać, lecz trudno oczekiwać, by MKB w środku kampanii prezydenckiej i we wzmożeniu społecznym, jakie obserwujemy na tle epidemii koronawirusa, odrzuciła tę linię. Można ją odczytać i tak, że Unia w labilnej sytuacji międzynarodowej czyni priorytetem bezpieczeństwo obywateli i stabilność państwa.

Kidawa ma wygrać wybory prezydenckie, więc nie może dostarczać amunicji przeciwko sobie propagandzie pisowskiej, która już raz pomogła na lęku przed uchodźcami dojść do władzy Kaczyńskiemu. Ale może wytykać władzy hipokryzję, bo liczba imigrantów w naszym kraju pod rządami tegoż Kaczyńskiego rośnie. Jednak ze względów wyborczych nie może dziś wzywać do przyjęcia tych wypuszczanych teraz z Turcji. Przez ostatnie lata propaganda pisowska zmieniła nastawienie sporej części społeczeństwa na niechętne imigrantom. To samo dzieje się w innych krajach Europy i daje paliwo skrajnej prawicy do pozyskiwania wyborców.

Można więc odpowiedzieć krytykom MKB pokroju Marii Nurowskiej, że Kidawa nie zasłużyła na ostracyzm z powodu swej wypowiedzi o imigrantach. Ale powinna pamiętać, wiedzieć i mówić, jak dramatyczna jest sytuacja ludzi, których prawie nikt nie chce po obu stronach unijnych granic z różnych powodów, irracjonalnych i racjonalnych.

Zły skutek jest taki, że demokratyczne rządy znów stoją przed dylematem: skupić się na kryzysie humanitarnym czy na lękach własnych obywateli przed nową falą migrantów? To jednak nie musi wykluczać okazania empatii dotkniętym nieszczęściem wypędzenia lub ucieczki z własnego domu w nieznane. Empatia na pewno nie zaszkodziłaby Kidawie-Błońskiej w oczach wyborców, którzy chcą na nią głosować lub się wahają.