Tusk krzepi

Ponad 33 proc. pytanych przez IBRiS miesiąc temu wyraziło zaufanie do Donalda Tuska, więcej niż do Jarosława Kaczyńskiego. To dobry wynik, bo przecież Tusk nie jest od lat aktorem polityki polskiej, lecz europejskiej, a mimo to tak go hejtują i nękają po stronie prawicy pisowskiej, jakby był nadal szefem PO i startował po prezydenturę.

To fenomen, w którym mieszają się podziw i szacunek, ale też gorycz i złość. Że podczas radosnych obchodów 30-lecia wyborów torujących drogę do pełnej niepodległości nie wypowiedział tego magicznego słowa, na które czekali uczestnicy na gdańskim Długim Targu: startuję. Bo mu już przebaczyli, że porzucił PO i jej elektorat i nie wychował następcy, a to osłabiło cały jego obóz polityczny, który nie był już w stanie zatrzymać potopu i degrengolady, przyniesionej przez nową władzę.

O tym wszystkim przypomniała poniedziałkowa wizyta szefa Europejskiej Partii Ludowej w Białymstoku, o którym częściej słyszymy dziś nie z powodu Donalda Tuska, ale nacjonalistycznych awantur na ulicach miasta. Słuchając Tuska, gdy przemawiał na Festiwalu Dyplomatycznym i odpowiadał na pytania mediów, wielu jego sympatyków i sztabowców Dudy, Kosiniaka-Kamysza czy Biedronia mogło zadawać sobie to samo pytanie: jak zmieniłyby się ich szanse, gdyby Tusk rzucił rękawicę urzędującemu prezydentowi. Można tylko spekulować, ale prawie na pewno dynamika by się bardzo zmieniła. Tusk zdeklasowałby wszystkich, Duda też miałby pozamiatane.

Tymczasem Tusk jasno i zdecydowanie poparł kandydaturę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, a o Kosiniaku, Biedroniu i Hołowni wspomniał w stylu swej faworytki, czyli bez zapiekłości. Można powiedzieć, że Tusk wysłał do nas trzy komunikaty: że Polska zasłużyła na „prawdziwą prezydent”, czyli że czas skończyć z politycznym seksizmem; że sam nie chce być „bohaterem” tej kampanii, czyli że wspiera i to ostro, ale nie przewodzi. I po trzecie, że zwycięstwo MKB leży w zasięgu ręki, choć zmasowana propaganda pisowska pracuje na pełnych obrotach.

Nie tylko zresztą prawica próbuje wdeptać w ziemię MKB, ale też część lewicowej opozycji, by przeciągnąć jej zwolenników na stronę Biedronia, ale to będzie tak samo skuteczne, jak byłyby ewentualne zabiegi o nią skrajnej prawicy konfederackiej. Kidawa stara się dotrzeć do wyborców niezdecydowanych i umiarkowanych, odrzucających radykalizm lewicowy i prawicowy.

To samo robiłby Tusk, to samo robią Kosiniak-Kamysz i Hołownia. Ale tylko MKB jest kobietą i tylko za nią stanął Tusk. Polska zasługuje na zrzucenie bariery przed pierwszą kompetentną kobietą na najwyższym urzędzie w państwie. Wbrew temu, co głosi p. Kieryłło od prezydenta Dudy, że najważniejsze funkcje państwowe powinni wykonywać mężczyźni.