Duda podpisał. I co teraz, wolni obywatele?

Macron wyjechał, Duda podpisał „kagańcową”. To wyraźny komunikat, że obecna władza nie szuka porozumienia ani z opozycją, ani z Unią w sprawie praworządności. Przestańmy się łudzić. Polska przestaje być demokratycznym państwem prawa. Dzieje się to za wiedzą i zgodą obecnych rządzących, którzy odrzucają wszelkie zastrzeżenia i ostrzeżenia, nieraz w sposób arogancki i prowokacyjny.

W tak dramatycznej sytuacji stajemy przed pytaniem, co dalej? Czy to moment krytyczny, przekroczenie czerwonej linii? Przecież nie możemy udawać, że nic się nie stało, bo to pośrednio oznacza zgodę na zniszczenie państwa prawa, a więc i otwartej demokracji, bo jeśli nie rządzi prawo, tylko lider partii politycznej, jeśli wyroki sądu nie są wykonywane, a sędziów „dyscyplinuje się” za orzeczenia i wypowiedzi sprzeczne nie z prawem, lecz z obowiązującą w tym momencie linią partii rządzącej, to demokracja znika wraz z państwem praworządnym. A wraz z nimi znika bezpieczeństwo obywateli, w tym niepokornych, przed nadużyciami władzy.

Nie łudźmy się także, że będzie lepiej. Obecna władza słabnie, zaczyna się jej dekompozycja, więc zaostrzy kurs wobec ludzi i instytucji nastawionych do niej krytycznie.

Podpisanie przez Dudę ustawy kagańcowej oznacza, że obecna władza nie zamierza się liczyć ani z opozycją, ani z Unią w kwestii praworządności. A może i w żadnej innej. A ponieważ niezastosowanie się przez obecną władzę w Polsce do prawa europejskiego oznacza otwarty konflikt z gremiami europejskimi, rośnie niepokój o członkostwo Polski w UE.

Jeśli więc ktoś nie zgadza się z polityką obecnej władzy, staje przed pytaniem, jak się dalej wobec niej zachować, skoro ona sama ignoruje wszelką racjonalną i patriotyczną krytykę swej polityki w jakiejkolwiek dziedzinie. Czy słyszeliście, by ktokolwiek z dygnitarzy i aparatczyków władzy przyznał kiedykolwiek rację publicznie przeciwnikowi politycznemu albo osobie mającej inne zdanie, mimo że racja faktycznie była po jej stronie?

Znam takich, co mają tak dość, że na butę odpowiadają prywatnym bojkotem mediów kontrolowanych przez PiS. A w wolnych od tej kontroli mediach wyłączają fonię, jak tylko na ekranie pojawia się ktoś z obozu władzy.

Czyli niemy rząd w odpowiedzi na niemy Sejm, w którym posłom opozycji zabrania się dokończyć wystąpienia lub po prostu wyłącza mikrofon. Są tacy, którzy uważają, że chodzenie do mediów „dobrej zmiany”, aby dyskutować w nich o polityce, to kwiatek do kożucha i użyteczny dla władzy idiotyzm.

Jeszcze inni udzielają się w różnych formach obywatelskich protestów, wspierają finansowo, bronią w dyskusjach w rodzinie i ze znajomymi. No i oczywiście chodzą głosować w wyborach. 10 maja też pójdą. To minimum tego, co można teraz zrobić dla demokratycznego państwa prawa.