Czy Duda boi się Bosaka?

To już język faszystowski. „Oczyszczenie polskiego domu”, egzorcyzmowanie „obcych języków”, apel do górników, by wsparli obecną władzę przeciwko sędziom walczącym o niezależność od rządzących polityków. Gdzie my jesteśmy? Marcowa Polska Gomułki, Rumunia Ceausescu?

Słusznie napisał Donald Tusk, że każdy ma prawo głosować na tych, co „wyprowadzają Polskę z UE, niszczą sędziów, by mogli bezkarnie kraść, szczują jednych Polaków przeciw drugim”, ale nikt nie ma prawa udawać, że tego wszystkiego nie widzi, bo widzi – dodaje szef Europejskiej Partii Ludowej.

Są dwa powody tych porażających mów wiecowych Dudy na Mazowszu i na Śląsku. Strach o odpływ elektoratu – wskutek dopychania kolanem ustawy kagańcowej i wskutek dogadania się skrajnej prawicy w sprawie wspólnego kandydata na prezydenta – konfederaty Bosaka. Wprawdzie z sondaży wynika, że były celebryta (i podopieczny dawnego Romana Giertycha), któremu ponoć wyszło przed dwoma laty, że ma poglądy najbliższe faszystowskim, nie jest zagrożeniem dla Dudy i że skrajna prawica nie jest zagrożeniem dla PiS.

Ale prawda może być inna. Notowania mogą być lepsze, a Bosak może być o wiele bardziej atrakcyjny dla młodych i głupich, niż Duda, a tym bardziej Kaczyński jako jego mentor i promotor. Więc sztaby PiS spanikowały, a liderzy „zjednoczonej prawicy” zaostrzają język swych wystąpień publicznych, żeby młodych i starszych prawoskrętnych zatrzymać przy „dobrej zmianie”.

Drugi powód to oczywiście ustawa kagańcowa. Do ludzi zaczyna docierać – m.in. dzięki krytycznym opiniom gremiów europejskich – że coś tu cuchnie. Prof. Staniszkis prorokuje nawet w rozmowie z „Faktem”, że Kaczyński wycofa się z ustawy, bo jest inteligentny – zna go przecież od wielu lat – i dostrzega, że niszczenie trójpodziału władz źle się skończy.

Oby Staniszkis miała rację. Ustawa represyjna wyszykowana do walki z sędziami stawiającymi opór „deformie” polskiego sądownictwa jest grubą czerwoną linią, po przekroczeniu której Polska pod rządami Kaczyńskiego ostatecznie potwierdzi, że nie chce mówić „obcym językiem” demokratycznego państwa prawa. Nowa Komisja Europejska pani von der Leyen nie chce, ale musi coś z tym zrobić.

Sytuacja jest więc kryzysowa. Ratowanie się retoryką faszystowską, grożenie pięścią opozycji, obrażanie gremiów europejskich – tylko pogrąża obecną władzę w oczach europejskiej opinii publicznej. A w obywatelach polskich niegłosujących na PiS ani na skrajną prawicę budzi jak najgorsze skojarzenia i obawy.