Czy MKB oglądała debatę amerykańskich demokratów rywali Trumpa?

Według jednego z najnowszych sondaży prezydenckich Małgorzata Kidawa-Błońska zostawia w tyle wszystkich kontrkandydatów Andrzeja Dudy, a w ewentualnej drugiej turze przegrywa z nim o 7 proc. To oznacza, że jak dotąd nikt, włącznie z „czarnym koniem” Hołownią, nie zagraża MKB po stronie pretendentów do odebrania prezydentury Dudzie. I że jest o co walczyć, bo 7 proc. różnicy to nie jest nokaut.

Dlatego rad bym wiedzieć, czy sztab pani Kidawy-Błońskiej oglądał z nią i analizował pod kątem jej kampanii wtorkową debatę pretendentów z Partii Demokratycznej do nominacji na jej kandydata na urząd prezydencki. Taki instruktaż mógłby się jej przydać także dlatego, że wśród kandydatów na oficjalnego rywala Trumpa wystąpiła senator Amy Klobuchar, mogąca się polskiemu widzowi kojarzyć właśnie z MKB. I pod względem osobowości, i pod względem umiarkowanego, centrowego przekazu, a nawet pod względem typu urody. Może dlatego nie ma wysokich notowań, bo czasy i w polityce amerykańskiej, i europejskiej nie są „centrowe”. Przynajmniej tak nam prawią guru od kampanii.

A jednak gdybym miał prawo głosować w amerykańskich prawyborach, to kto wie, czy nie głosowałbym na nią. Dobre wrażenie w tej debacie, poprzedzającej prawybory demokratyczne w stanie Iowa, robili też seniorzy Biden i Sanders oraz pani Warren. Nie ma „czarnych koni”, ale stawka pretendentów jest solidna.

Czemu MKB polecałbym debatę demokratów? Bo jej analiza w gronie prawdziwych specjalistów od kampanii politycznych w epoce internetu, podobnie jak analiza innych tego typu zdarzeń medialnych, nie tylko w USA, ale i w UK (Johnson-Corbyn), może się bardzo przydać na razie jedynej realnej rywalce Dudy. Pokazuje, że kobieta politycznie kompetentna może wygrać z brutalnym populistą, jeśli jest wiarygodna i obroni się ją przed hackerami i trollami (Hillary Clinton się nie udało).

Ostatnie wystąpienia publiczne Kidawy-Błońskiej są lepsze niż początkowe, kiedy zaczęto ją wymieniać jako kandydatkę prezydencką. Wygrana nie jest poza zasięgiem jej sztabu i jej samej. Kompetencja plus szansa na pierwszą od 1989 r. kobietę na urzędzie prezydenta RP to może więcej dla wyborców umiarkowanych, wahających się, niż się wydaje części komentariatu. Wyborcom amerykańskim też się wmawia, że z Trumpem nikt nie wygra, a zwłaszcza że nie wygra z nim kobieta, bo Ameryka nie dojrzała jeszcze w ogóle do prezydentki. W ten sposób kształtuje się samopotwierdzającą się przepowiednię.