Strach przed wojną

Widmo kolejnej wojny bliskowschodniej z udziałem Amerykanów unosi się nad Stanami i światem. Czy wybuchnie i z jaką siłą, zależy teraz od ajatollachów rządzących Iranem. Jeśli odwet za zabicie gen. Sulejmaniego będzie dotkliwy, zwiększy ryzyko eskalacji. A przecież Trump tłumaczył likwidację Solejmaniego dążeniem do deeskalacji konfliktu jego ekipy z reżimem ajatollachów. Teraz może mieć bezpośrednią, a nie jak obecnie zastępczą konfrontację z Iranem. I wciągnąć w nią adorujących go notabli PiS, w tym prezydenta Dudę, a w ślad za tym państwo polskie, którym teraz tak nieudolnie kierują.

Ameryka ma wiele powodów do konfliktu z reżimem irańskim, a człowiek Zachodu, żyjący w wolności od nadzoru policji politycznej i religijnej, nie znajduje w sobie sympatii do irańskiej teokracji i jej antyzachodniej polityki. Jednak wywołanie w obecnej niestabilnej sytuacji międzynarodowej wojny z Iranem bez akceptacji Kongresu USA i głównych sojuszników Ameryki byłoby szokujące.

Trump kieruje się w swej polityce zagranicznej intuicją, ignoruje doradców, a zwłaszcza ekspertów. Megalomania popycha go do działań pozbawionych realnej treści i pozytywnych skutków. Trump niczego nie osiągnął z komunistyczną Koreą, zdradził Kurdów, najwierniejszego sprzymierzeńca w walce z dżihadystami, nie osłabił coraz bardziej antyzachodnich Erdoğana i Asada, wciągnął prozachodnią Ukrainę do swej rozgrywki z Bidenami, nie oczyścił się przekonująco z zarzutów o zbytniej przychylności względem Putina, zaczął wojnę handlową z Chinami, której dotąd nie wygrał.

Po co mu teraz atak na Iran? Żeby utrudnić impeachment? Wojna z Iranem zmusiłaby do odsunięcia na plan dalszy odpowiedniej procedury. Demokraci ryzykowaliby oskarżenie o stawianie własnego interesu politycznego ponad jedność narodu, potrzebną moralnie i propagandowo w momencie poważnego konfliktu, zwłaszcza gdyby angażował on lądowe siły wojskowe USA na terytorium Iranu. Z drugiej strony dawałby opozycji polityczną amunicję do krytyki Trumpa jako przywódcy nieodpowiedzialnego. W roku wyborczym kolejna wojna na Bliskim Wschodzie to też bardzo ryzykowne posunięcie.

Andrzej Duda zapewnia, że działa w tej niebezpiecznej sytuacji z „rozwagą i spokojem”. To zaskoczenie, bo jego prezydentura może kojarzyć się z wszystkim, tylko nie z rozwagą i spokojem. Duda daje poniekąd do zrozumienia, że właściwie nic się dla Polski nie zmienia. Nas ta wojna ominie. Tymczasem Trump, w razie gdyby konflikt eskalował do poziomu wojny z Iranem, będzie oczekiwał po Polsce Kaczyńskiego wsparcia w Unii Europejskiej, która prowadzi inną niż Trump politykę wobec Iranu i nie wypowiedziała, jak Trump, układu nuklearnego z Iranem.

Eskalacja konfliktu Trumpa z Iranem zmusi pisowską władzę do zajęcia stanowiska w tej sprawie, zwłaszcza gdyby Trump zażądał nowych dowodów lojalności pisowskiej Warszawy, czyli pomocy wojskowej dla USA, jak , wcześniej, w Iraku i Afganistanie.

A także w Polsce mamy wybory prezydenckie i odruchową niechęć w społeczeństwie do udziału naszego kraju w interwencjach zagranicznych, nawet jeśli mają jakiś sens polityczny. Tylko misje pokojowe Błękitnych Hełmów mają u nas szersze poparcie. Wojna instynktownie budzi w ludziach lęk i nie inaczej jest w Polsce. Dyletantyzm i nastawienie polityki zagranicznej PiS na Trumpa może kosztować obecną władzę więcej, niż się wydaje Kaczyńskiemu, Szczerskiemu, Błaszczakowi i Dudzie.