W debacie Kidawy z Jaśkowiakiem wygrała demokracja

Skoro z debaty Kidawa-Jaśkowiak drwi prorządowa prawica i część lewicy, należy jej pogratulować organizatorom. Prawicę do upadku prowadzi pycha, lewica niech najpierw wystawi swego kandydata. Tymczasem Platforma jako jedyna parlamentarna siła polityczna dała przykład wewnętrznej demokracji. Niech PiS się zdobędzie na to samo. To norma w zachodnich partiach demokratycznych. Tylko w ,,ruskim świecie’’ liderzy nie muszą przechodzić przez takie sprawdziany poparcia.

Polska debata Kidawy-Błońskiej z Jackiem Jaśkowiakiem, kandydatami na kandydata PO do prezydentury Polski, była widowiskiem politycznym i nie różniła się pod tym względem od debaty brytyjskich kandydatów na premiera: konserwatysty Johnsona i socjalisty Corbyna.

Scenografia, koncepcja, prowadzenie polskiej debaty były na poziomie brytyjskiej. Napięcie w debacie brytyjskiej było oczywiście większe, bo to starcie publiczne nie tylko rywali, ale też przeciwników politycznych. Debata polska była bardziej prezentacją – na użytek aparatu, elektoratu partyjnego, szerszej opinii publicznej- dwojga kandydatów, z których ostatecznie członkowie PO mają wybrać oficjalnego. Widzowie mogli lepiej poznać osobowości, język i słowa klucze obojga uczestników.

Kto się spodziewał, że w debacie dojdzie do jakiegoś łomotu, nie zrozumiał jej celu. I wcale nie wiadomo, kto wygra w wewnętrznym plebiscycie. A to oznacza, że widowisko nie było ustawione pod Kidawę czy Jaśkowiaka. Wygranych nie było, ale nie było też przegranych, za to sama debata była wygraną obozu demokratycznego.

Momentem prawdy będzie wynik I tury wyborów prezydenckich. Jeśli – a demokraci powinni zrobić wszystko, by tak się stało – będzie druga tura, to przekonamy się, czy demokratyczne siły opozycyjne będą zdolne do poparcia jednego, wspólnego kandydata/kandydatki na prezydenta.