Protest rodziny Szydłów. Za i przeciw

W sieci jest tajemnicą poliszynela, na czym polegają kłopoty syna Beaty Szydło. Młodego księdza, tradycjonalisty, miłośnika mszy odprawianej po łacinie. Media u nas zachowują się w tej sprawie powściągliwie. Chyba tak, jakby sobie tego życzyła rodzina Szydłów, choć dziennikarze do internetu zaglądają i znają te wszystkie plotki, kpiące z obłudy w sprawie katolickiego modelu rodziny, który głosi Kościół ze wsparciem prezesa Kaczyńskiego.

To nic w porównaniu z mediami brytyjskimi, zwłaszcza brukowymi. Ostatnio żaliła się na nie hrabina Sussex Meghan, żona księcia Harry’ego. I parze książęcej, i rodzinie Szydłów chodziło w istocie o to samo: o uszanowanie prywatności.

Rzeczywiście, prywatność zasługuje na poszanowanie, ale osoby publiczne nie mogą oczekiwać tego w takim samym stopniu jak całkiem prywatne, szerzej nieznane, z różnych powodów budzące w społeczeństwie zainteresowanie, niekiedy złośliwe.

Brytyjska rodzina królewska żyje w złotej klatce. Ma to swoją cenę. Przez złote pręty dużo widać. A kiedy jej członkowie, jak przed laty uczyniła to księżna Diana, decydują się dobrowolnie opowiadać mediom o swych prywatnych sprawach, same uchylają tytuł do poszanowania ich prywatności.

Wielbiciele Diany uczynili z niej ofiarę mediów, ale to nie takie proste. Media wiedzą, że ludzie uwielbiają historie o kłopotach możnych tego świata. Nie byłoby podaży, gdyby nie było popytu. Z drugiej strony w dzisiejszym cyberświecie popyt można prokurować dla zysku lub w celach politycznych.

Możni tego świata to nie tylko elity towarzyskie czy biznesowe, ale także polityczne. W odniesieniu do nich działa ta sama zasada: publika chce się dowiadywać o kłopotach prywatnych i rodzinnych politycznych celebrytów, pożera wszelkie plotki z mieszaniną udawanego współczucia i mściwej satysfakcji: no, proszę, nie tacy boscy ci bogowie.

Dotyczy ich też druga zasada: osoby z najwyższych świeczników muszą się liczyć, że będą lustrowane pod kątem zgodności tego, co mówią i robią publicznie, z tym, co mówią i robią prywatnie. Można to uznać w odniesieniu do nich za normalne, ale trudno uznać za normalne w odniesieniu do osób prywatnych z ich rodziny, które w życiu publicznym nie uczestniczą. Rodzice nie odpowiadają prawnie za czyny swych dorosłych dzieci. Nie powinno się wyciągać spraw dzieci czy szerzej rodziny bez istotnego i przekonującego powodu.

Rodzina Szydłów na własnej skórze o tym się przekonuje. Tylko że przed nią wiele innych rodzin polityków, zwłaszcza z kręgu dzisiejszej opozycji, doświadczyła takiego samego traktowania ze strony ludzi i mediów obecnej władzy. Ale ani była premier, ani nikt z jej rodziny, jak również nikt z obecnych prominentów nie upomniał się o poszanowanie prywatności choćby rodziny Tusków czy Adama Bodnara.