Lubelska nagroda za walkę z „ideologią” LGBT

Wspaniałą odpowiedzią na lubelską nagrodę za walkę z LGBT są tęczowe marsze tolerancji. Dobre emocje przeciw złym. Na sobotni w Krakowie przyszły tysiące ludzi.

Na pierwsze marsze, pamiętam, przychodziły tylko setki, a policja sprawiała wrażenie, jakby nie była pewna, o co chodzi. W sobotę zachowała się w porządku.

A chodzi od początku o to samo. Nie musisz należeć do LGBT, by się solidaryzować z ich prawem do tego, żeby mieli takie same prawa jak inni.

Inna tożsamość seksualna nie może w cywilizowanym i praworządnym państwie nikogo wykluczać ani spychać do gorszego sortu. Tego trzeba pilnować, bo nigdy nie wiadomo, kiedy władza państwowa czy religijna zechce pod jakimś pretekstem wykluczyć inne Bogu ducha winne grupy społeczne.

Manifestacja w obronie równych praw obywatelskich przykryłaby tęczowymi chorągiewkami gromadę „wszechpolaków”, którzy na rynku głównym zza kordonu policji szturmowej zdzierali gardła od hejtu. Hejt zagłuszała muzyka płynąca z otwartej platformy dwóch lekkich ciężarówek. Didżejka dawała czadu.

Pochód falował rytmicznie i radośnie. Zero agresji przeciwko hejterom. Luz, uśmiechy, chodzący piknik. Zdecydowanie przeważali młodzi i bardzo młodzi, ale byli też starsi i seniorzy. Widziałem jednego w koszulce obrońcy konstytucji.

Pochód szedł od Muzeum Narodowego przy Alejach Wieszczów, minął Wawel, przez Grodzką skierował się ku rynkowi. Z okien i balkonów mijanych kamienic ludzie machali przyjaźnie i robili zdjęcia.

Szli nie tylko Polacy, słychać było inne języki, często ukraiński. Nie widziałem żadnych haseł mogących podpadać pod paragraf o obrazie uczuć religijnych. Za to były plakaty przypominające, że „mąż mojego syna to moja rodzina”, obnażające durnotę kampanii przeciwko LGBT pod hasłem obrony tradycyjnej rodziny i cywilizacji chrześcijańskiej przed homoseksualizmem.

Lubelski wojewoda, który wręczył dzień wcześniej nagrody za walkę z „ideologią LGBT”, zapisał się tym samym w czarnej kronice nietolerancji. Jest reprezentantem obecnego rządu w swoim województwie. Powinien respektować konstytucję, która zakazuje dyskryminacji z powodu orientacji seksualnej. I wiedzieć coś o świecie. LGBT prześladują na komunistycznej Kubie.

Nagrodę za walkę z „ideologią LGBT” można uznać za formę takiej dyskryminacji. Sugeruje, że jakaś grupa obywateli jest zagrożeniem dla innych obywateli wyznających inne wartości. W rzeczywistości jedni i drudzy mają równe prawa. Jak funkcjonariusz rządowy może to ignorować i odwracać kota ogonem, twierdząc, że to „ideologia LGBT” łamie konstytucję?

Takie mamy teraz czasy, że w majestacie urzędu państwowego (czy kościelnego) można stygmatyzować społeczność LGBT.

W tych ponurych czasach radosne pochody tolerancji są budzącą nadzieję manifestacją przeciwko prawdziwie groźnej dla ludzi ideologii nacjonalizmu, rasizmu, dyskryminacji, wykluczania ze wspólnoty.

Wiem, wiem, na marsze nacjonalistów i neofaszystów też przychodzi młodzież. Po owocach poznacie ich, mówi Pismo. Na razie cieszmy się, że marsze tolerancji i europejskie – w sobotę w Warszawie pod przewodem obywatela Tuska – ratują nasz wizerunek w wolnym świecie bardziej niż nagłe nawrócenie PiS na Europę.