Piękny gest wiceprezydenta Gdańska

Może śmierć Pawła Adamowicza wyda jakiś dobry plon wbrew intencjom zabójcy.

Z jego matką spotkał się wiceprezydent Gdańska Piotr Kowalczuk. Po spotkaniu napisał, że zaproponował pomoc jej i reszcie rodziny, która jest zdruzgotana i łączy się w bólu z najbliższymi ofiary Stefana. To piękny gest empatii i człowieczeństwa. Bo przecież w cywilizowanym świecie nie powinno być odpowiedzialności zbiorowej.

Takie gesty mają precedensy. Jan Paweł II spotkał się z człowiekiem, który targnął się na jego życie. Jeden z morderców ks. Popiełuszki przed laty zapukał po wyjściu z więzienia do drzwi asystenta kościelnego „Tygodnika” z prośbą o rozmowę. Ks. Andrzej Bardecki nie odmówił.

Ale jest jeden warunek: obie strony chcą spotkania i są gotowe. Tymczasem napływają informacje, że zabójca trwa w uporze i odmawia przyznania się do winy. Może gest wiceprezydenta był tym bardziej potrzebny rodzinie napastnika.

Ze szczytów obecnej władzy napływają sprzeczne sygnały. Z jednej strony o zgodzie narodowej – to już słyszeliśmy wiele razy po 2015 r. – z drugiej wielu ludzi zbulwersowała nieobecność prezesa Kaczyńskiego podczas sejmowej minuty ciszy ku pamięci zabitego na scenie WOŚP prezydenta Adamowicza.

Kaczyński wraz z Ryszardem Terleckim i Beatą Mazurek weszli na salę sejmową po minucie ciszy. Pod rządami Kaczyńskiego wszystko jest polityczne, więc „spóźnienie” też odbieramy jako komunikat polityczny: my, pisowska elita, tej pamięci nie czcimy, a wy sobie czcijcie, jeśli chcecie. Na domiar złego Mazurek, jak zwykle prowokacyjnie, usiłowała wobec mediów obrócić sprawę w żart: przecież wiecie, że prezes się czasem spóźnia.

Co ta nieobecność oznacza, jeśli nie policzek wymierzony tym, którzy gromadzą się od dnia śmierci prezydenta Gdańska na ulicach i placach polskich miast?

Na pogrzeb prezydenta Narutowicza nie przyszła endecja, a w endeckiej prasie wydrukowano artykuł o haniebnym i pamiętanym do dziś tytule: ciszej nad tą trumną. Endecja nie przyszła ze strachu, tylko z pogardy dla ofiary i tej części społeczeństwa, którą prezydent Narutowicz reprezentował w oczach nacjonalistycznej prawicy.

Pomyśleć, że komentarz pod tym samym tytułem wydrukował po śmierci prezydenta Adamowicza katolicki Gość Niedzielny! Nie żeby się odciąć od tamtego, sprzed prawie stu lat, ale żeby zniechęcić do refleksji, kto odpowiada politycznie i moralnie za zabójstwo Adamowicza, bo rzekomo każdy chce na tragedii ,,coś ugrać”.

Piękne gesty mają sens, ale nadchodząca przyszłość polityczna na piękną się nie zapowiada. Raczej wprost przeciwnie.

Według informacji związanych ze spotkaniem wiceprezydenta z matką zabójcy miała ona ostrzegać w liście do policji, że syn zachowuje się dziwnie i opowiada o jakichś atakach na polityków. Policja miała skontaktować się ze służbą więzienną. Dowiedziała się ponoć, że z mężczyzną nie dzieje się nic złego. Służby nie poinformowały odpowiednich urzędników miasta ani samego prezydenta. Dlaczego? To wątek absolutnie do wyjaśnienia w kontekście zabójstwa, kto wie, czy nie kluczowy.