Wredni i podli

Róża Thun nie jest polityczną mimozą. Nie przestraszyła się nacjonalistów wieszających jej podobiznę w Katowicach ani nikczemnego porównania jej stanowiska w obronie rządów prawa w Polsce ze szmalcownikami. Autor tego wybryku Ryszard Czarnecki tak samo jak red. Tomasz Sakiewicz z „Gazety Polskiej” rywalizują o dostęp do ucha prezesa i liczą na całkowitą bezkarność, odkąd prezes z Nowogrodzkiej rządzi Polską.

Ale dzięki Thun mogą się przeliczyć. Bo są jeszcze w Polsce niezależni sędziowie. Posłanka sięgnęła po pozew sądowy przeciwko tym politycznym damskim bokserom. Właśnie rozpoczął się proces wytoczony przez Thun Sakiewiczowi.

Słusznie, bo pani Thun działa nie tylko w obronie swojej politycznej reputacji, ale też jakiegoś etycznego minimum w polskim sporze politycznym. Odmawianie rywalowi politycznemu polskości i sugerowanie, że służy niepolskim interesom, to ulubiony cep prawicy i nacjonalistów. Ale to nie jest polemika, tylko kalumnie. To nie jest wolność słowa, tylko obelgi.

Ale Thun oddała cios. Nazwała insynuacje Sakiewicza, jakie padły w telewizyjnej dyskusji z jej udziałem, wrednymi i podłymi – i wyszła ze studia. Też słusznie, bo nie ona, tylko Sakiewicz powinien się wstydzić. Jego politycznym osiągnięciem było stworzenie ruchu, który dopomógł na fali smoleńskiej dojść do władzy PiS. A Róża Thun była rzecznikiem Studenckiego Komitetu Solidarności sformowanego spontanicznie przez grupę krakowskich studentów po śmierci Stanisława Pyjasa w 1977 r. Studiowała anglistykę, mogła bez tłumacza wyjaśniać zachodnim dziennikarzom, o co chodzi w masowym proteście studenckim w związku z jego śmiercią.

Działała w opozycji w PRL, w stanie wojennym organizowała transporty z pomocą humanitarną dla potrzebujących w Polsce. W Polsce niepodległej działała w Unii Demokratycznej, później w Brukseli w UE i jako poseł PO w Parlamencie Europejskim.

Na wredność i podłość ze strony PiS zapracowała sobie tym, że nie jest politycznie tak wredna i podła, jak potrafią być oni. Mimo to ani prawicowi dziennikarze, ani dawni przyjaciele Róży Thun z SKS, ci z nich, którzy dziś są po stronie PiS, nie odezwali się w jej obronie. Smutne, wymowne. Dobrze, że Róża Thun przypomina, że granicą wolności słowa jest przyzwoitość.