Jeśli nie Merkel, to Macron

Europa przed nadchodzącymi wyborami nie ma lidera. Jeśli nie Angela, to kto ma jej przewodzić, czyli bronić Unii Europejskiej przed jej destruktorami? Czy Merkel może zastąpić w tej roli Macron?

Siły destrukcji to populiści i skrajna prawica ze wsparciem Putina. Odgrażają się, że w wyborach europejskich zdobędą większość. Po co im większość? Przecież nie do tego, by przedłużyć żywot Unii, tylko żeby ją wycisnąć finansowo i wykończyć politycznie. Taka jest stawka wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. Partie proeuropejskie powinny wystawić kandydatów świadomych, jak ważne są te wybory. Muszą umieć kontrować i demaskować hasła nacjonal-socjalistów.

Prezydent Francji akurat w tym jest dobry. W związku ze stuleciem zakończenia I wojny światowej – a to wydarzenie ważniejsze niż powstanie na gruzach trzech imperiów nowych państw narodowych, w tym Polski – odwiedzał miejsca bitew, które kosztowały życie setek tysięcy młodych ludzi. Nazywał rzeczy po imieniu. Trąd nacjonalizmu i ingerencje sił zewnętrznych zagrażają pokojowi w Europie.

Po odejściu Angeli Macron zostanie sam jako rzecznik i obrońca Europy. Ma talent, nie ma sojuszników. Nie boi się populistów, ale we Francji idą oni łeb w łeb w sondażach z jego partią. Jeśli nie wzmocni się we własnym kraju, nie będzie silnym liderem Europy.

Złote lata „europejskie marzenie” ma za sobą. Niechętny Unii jest zarówno Trump, jak i Putin. Wielka Brytania poszła za fletem eurosceptycznych szczurołapów. Pokojowo-demokratyczna europejska wspólnota otwartych granic i praw człowieka nie inspiruje prezydenta Chin Xi. Turcja Erdoğana już do Unii drzwi sama dla siebie ostatecznie zamknęła po rozprawie z „puczystami”.

Trzeba się liczyć z rozpadem, w tej czy innej formie, Unii w jej obecnym kształcie. Ekipa Macrona patrzy złym okiem na Kaczyńskiego, Orbána i innych przywódców postkomunistycznej „nowej Unii”, którzy rozbijają UE od wewnątrz. „Stara” ma większe szanse poradzić sobie z populistycznym kryzysem, dawne „demoludy” – mniejsze. Nikt z liczących się przywódców na Zachodzie nie będzie o nas walczył. Jak zwykle musimy poradzić sobie sami. I w Polsce sobie poradzimy.