Uderzyła w twarz za konstytucję

Funkcjonariuszka PiS uderzyła w twarz skandującą wraz z grupą Obywateli RP wyraz „konstytucja!” podczas przemówienia prezydenta Dudy w Warszawie na placu Piłsudskiego. Żandarmeria nie zatrzymała napastniczki, nie interweniował oficer ochrony rządowej. Uderzyła i wróciła spokojnie pod trybunę z dygnitarzami obecnej władzy.

Czyli że można bić za konstytucję bezkarnie i na oczach stróżów porządku. Do tego doszliśmy w roku stulecia odrodzenia państwa polskiego.

Tak, funkcjonariuszka zrezygnowała ze swej funkcji, a jej dane spisała policja, ale czy zostanie osądzona, bo przecież dopuściła się agresji fizycznej, a na to jest paragraf karny? Czy weszliśmy już w etap, że można napadać z przyzwoleniem obecnej władzy?

Nie, panie ministrze Brudziński. Słowo konstytucja nie jest obelgą, a jego skandowanie publiczne to nie jest agresja werbalna, tylko protest przeciwko łamaniu konstytucji! Protest przykry dla prezydenta, ale zasłużony. Gdyby Andrzej Duda stał na straży naszej konstytucji, gdyby respektował i chronił rządy prawa, nie byłoby skandowania, tylko szczere oklaski. A tak skanduje „konstytucja!” już nawet licealna młodzież w Gdyni.

Akt agresji fizycznej w odpowiedzi na korzystanie przez obywatelkę z wolności słowa, by pokojowo zaprotestować przeciwko niszczeniu porządku konstytucyjnego, to kolejny przykład, że w Polsce pod rządami „zjednoczonej prawicy” jest coraz mniej wolności, za to przybywa sygnałów, że obecna władza toleruje przemoc fizyczną wymierzoną w jej krytyków i przeciwników.

Ma rację posłanka Scheuring-Wielgus, że to uderzenie w twarz protestującej obywatelki jest symbolicznie uderzeniem w twarz wszystkich obywateli niezgadzających się z polityką obecnej władzy.

Czy zdarzyło się, aby podczas którejś z niekończących się miesięcznic smoleńskich ktoś z protestujących przeciwko nim uderzył kogokolwiek? Nie znam takiego przypadku, a mimo to obecna władza próbuje przedstawiać protestujących przez ostatnie trzy lata jako agresorów. W istocie to jej polityka eskaluje napięcie w społeczeństwie, którego rządzący, ale i legalna parlamentarna opozycja mogą nie utrzymać w ryzach.

Co będzie dalej? Bo to nie są drobne incydenty. To nie jest tak, że funkcjonariuszkę poniosły nerwy i to się zdarza. Funkcjonariuszka za to jest opłacana, aby umiała trzymać emocje pod kontrolą. Urzędnicy państwowi czy samorządowi nie mogą stać ponad prawem, pozwalać sobie na wyładowanie agresji w poczuciu bezkarności wynikającej z tego, że wynajęła ich do pracy obecna władza i partyjna siła przewodnia.

Tolerowanie agresji fizycznej i werbalnej wymierzonej w pokojowych przeciwników jest dowodem frustracji i słabości, a nie autorytetu. A tym bardziej są nim pochwały napastniczki i to przez pisowskie parlamentarzystki. Czas ostrzegać, że stąpamy po cienkiej linie nad przepaścią, którą jest próba, zresztą z góry skazana na niepowodzenie, rozwiązania obecnego konfliktu politycznego w Polsce przy użyciu siły.