Nowoczesna: memento

Cieszymy się z Marszu Wolności w Warszawie. Szli w nim razem obywatele, działacze KOD, politycy PO i Nowoczesnej. Ale tym bardziej smuci kryzys właśnie w tym ugrupowaniu. Nie wiadomo, jak wpłynie na wynik wyborów samorządowych, europejskich, parlamentarnych. Ale nie musi być źle.

I przyszła młodość
Nowoczesna była oddolną reakcją wyborczą na kryzys w Platformie Obywatelskiej po odejściu Tuska do polityki europejskiej. Nowoczesna szła podobnym, modernizacyjnym kursem, ale sprawiała wrażenie spójniejszej. Żadnych tarć frakcyjnych. Młodość, osobowości, pozytywna energia. Miło było ich słuchać i oglądać w Sejmie i mediach.

Dziś to przeszłość. Ugrupowanie topnieje w Sejmie i sondażach. Dopadło je polskie piekło: wzajemne oskarżenia, rywalizacja ambicji liderów/liderek, tarcia frakcyjne, brak doświadczenia, dysfunkcjonalne zarządzanie.

Niech PiS się nie cieszy
Co dalej? Rozpad i zniknięcie Nowoczesnej oczywiście ucieszy „zjednoczoną prawicę”. Niesłusznie, bo wyborcy Nowoczesnej na nią nie zagłosują. Mogą zostać w domu (niedobrze) albo głosować na partie nieprawicowe.

Podobnie działacze: mogą sprzymierzyć się trwale z Platformą (to jest chyba opcja pani Lubnauer) albo z jakimś wariantem lewicy (opcja pani Scheuring-Wielgus). Jaka lewica wchodzi w grę? Raczej nowa, Roberta Biedronia czy Barbary Nowackiej, niż SLD Czarzastego.

Nie pójdzie na marne
Upadek Nowoczesnej wpisuje się w naszą historię polityczną po 1989 roku. Ileż mamy w niej partii efemeryd: od Leppera, ZChN po Palikota. Związanych zwykle z jednym hasłem i jednym liderem. Każda jednak odciska jakiś ślad, zostawia działaczy i hasła.

Podobnie będzie z Nowoczesną. Może nie zatonie, ale jeśli zniknie, zasili swym potencjałem inne prodemokratyczne, proeuropejskie i promodernizacyjne siły. Nic się nie zmarnuje.