Koniec z pisaniem o Holokauście

Koledzy dziennikarze, nie piszcie o Holokauście ! Spod odpowiedzialności karnej za naruszenie ustawy o IPN mają być wyłączeni badacze i artyści. A dziennikarze?

Dam przykład, co grozi pod jej rządami dziennikarzom, którzy zajmują się historią Holokaustu.

Osiem lat temu POLITYKA wydrukowała tekst Cezarego Łazarewicza (we współpracy z Wandą Lacampe) pod tytułem „Letnisko w domu śmierci” (nr 49/2010). Dotyczy zbrodni popełnionej przez Polaków na Żydach w 1942 roku we wsi Gniewczyna na Podkarpaciu.

Miejscowi strażacy zapędzili do jednego z domów miejscowych Żydów sąsiadów, znęcali się, gwałcili, wydali na śmierć Niemcom. Pod wpływem artykułu rzeszowski oddział IPN wszczął dochodzenie na ten temat.

O tragedii opowiada reporterowi Tadeusz Markiel, mieszkaniec Gniewczyny, który był świadkiem tragedii jako chłopak. Spisał swoje wspomnienia w książce „Zagłada domu Trynczerów”. Publikacja jest wkładem w badania historyków na temat „Judenjagd”, polowań na Żydów z udziałem Polaków podczas okupacji niemieckiej.

Markiel pisze w niej: „Co do mnie, to przystaję pełen żalu i żałoby przed domem Trynczerów i miejscami, gdzie krew żydowskich dzieci wsiąkła w gniewczyński piasek. Czuję się winny za zło im wyrządzone. Ujawnienie [niedługo przed śmiercią, a po uroczystości upamiętniającej zbrodnię w Jedwabnem] tragedii żydowskich sąsiadów jest gestem mojej solidarności z ofiarami”.

Markiel przypomina, że choć nie wszystkie ofiary nazizmu w Polsce to byli Żydzi, to „wszyscy polscy Żydzi byli ofiarami nazizmu i miejscowego antysemityzmu. Nie wszyscy jesteśmy winni, ale wszyscy odpowiedzialni”.

I jeszcze: „Nie płakaliśmy nad ich losem, więc i na los niedoszłych ofiar nie patrzymy przez łzy – życzliwie, z poczuciem współodpowiedzialności i chęcią zadośćuczynienia. Wobec ofiar, dzieci i rodziców to nasze zachowanie było zdradą, bo polscy Żydzi znajdowali się po tej samej stronie barykady, byli współtowarzyszami niewoli i niedoli”.

A dlaczego tak późno podzielił się swym świadectwem z badaczami Zagłady?

Znów cytat z artykułu Łazarewicza: „Wszystko, co wydarzyło się w domu śmierci, zostało wyparte z pamięci mieszkańców wsi Gniewczyna na Podkarpaciu. Nikt nie chce poznać imion ofiar, ich nazwisk ani wiedzieć, gdzie mieszkali i czym się zajmowali. Nikt nie opłakuje ich śmierci i nie szuka grobów. – Byłem pewien, że z obawy przed zemstą nikt prawdy nie powie – mówi Tadeusz Markiel.

Przez lata sam trząsł się ze strachu. Bał się o córki, drewniany dom, samochód. Bo w wiosce wciąż żyli uczestnicy tamtych wydarzeń, potem ich synowie, a teraz i wnuki. Czy chcieliby usłyszeć prawdę o swych dziadkach? I jak by na nią zareagowali? – Zacząłem przełamywać powoli strach, widząc polskiego prezydenta w mycce na głowie przy spalonej stodole w Jedwabnem – wspomina Markiel. – Nie zależy mi już na niczym, pomyślałem. Chcę tylko wypełnić testament, który przekazały mi tamte dzieci, patrząc mi w oczy tuż przed swoją śmiercią”.

Czy pod rządami znowelizowanej ustawy taki tekst nie byłby zagrożony? Czy dziś delegatura IPN wszczęłaby śledztwo nie w sprawie zbrodni, lecz przeciw dziennikarzowi, który o niej napisał? Czy zdecydowałby się go napisać, a redakcja wydrukować?

A książka Markiela? Który wydawca by ją dziś wydrukował ze zdaniem: „Nie wszyscy jesteśmy winni, ale wszyscy odpowiedzialni”?