Morawiecki, czyli PiS sytych

Robią wszystko, by nie mówić o tym, co wyprawiają z praworządnością. A i tak pokazują, kim są.

Wezwany na Nowogrodzką klub parlamentarny PiS podjechał pod siedzibę posła Kaczyńskiego luksusowymi autokarami z napisami VIP Class na burtach, aby uczestniczyć w oficjalnym namaszczeniu Mateusza Morawieckiego na premiera.

Partia ludowo-narodowo-katolicka w rządzie i parlamencie szybko uczy się konsumować konfitury władzy. Pisowska elita lepiej (drożej) się ubiera i bardziej dba o wygląd (z licznymi wyjątkami). Członkowie rządu i prezydent rozbijają się limuzynami.

Pod KC podjeżdżali bmw, żeby tylko nie musieli zetknąć się z mediami, chyba że ze swoimi. A wszystko po to, by usłyszeli na własne uszy, że Kaczyński namaścił młodego Morawieckiego na premiera. Kto zapłacił za te vipowskie autokary: partia czy Kancelaria Sejmu?

Wybór Morawieckiego miał ponoć oznaczać, że Kaczyński chce poprawić notowania PiS w Europie. Rzeczywiście, Morawiecki może być lepiej przyjęty w Brukseli i innych ważnych stolicach. Dostanie pewien kredyt.

W wywiadzie dla Katarzyny Kolendy-Zaleskiej (zaraz po referacie sejmowym przyszła wiadomość z amerykańskiego Departamentu Stanu, że kara nałożona na TVN budzi konsternację) Donald Tusk wyciągał rękę do Morawieckiego: może wspólnie spróbujemy poprawić pozycję Polski, nadwerężoną wskutek „obok-europejskiej” polityki rządu Szydło?

Czy Morawiecki ją podejmie? Raczej wątpię. Po jego wystąpieniu programowym we wtorek nie widać u niego chęci ani gotowości do współpracy z unijnymi gremiami. Tymczasem Morawiecki będzie musiał przyjąć stanowisko wobec złych owoców europejskiej polityki pisowskiej.

Konkretnie w trzech sprawach: niewywiązania się z unijnych ustaleń w kwestii uchodźców, niszczenia Puszczy Białowieskiej, a przede wszystkim w kwestii łamania przez PiS porządku konstytucyjnego i praworządności pod pozorem „reformowania” sądownictwa i wymiaru sprawiedliwości. To będzie unijny test dla Morawieckiego i pod tym kątem będzie oceniany w Unii.

W referacie sejmowym wspomniał tylko o ewentualnym uhonorowaniu wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie Puszczy Białowieskiej. Trudne tematy pominął.

Miliony Morawieckiego nie powinny mu przeszkadzać w oczach europejskich elit. Tylko w krajach pokomunistycznych spory prywatny majątek osób publicznych, uczciwie zgromadzony, to rzecz wstydliwa. Ale jak premiera milionera pozującego na dobrego Samarytanina przyjmie biedny pisowski elektorat?

Kaczyński obsadził Morawieckiego w roli pisowskiego Balcerowicza, a ściśle „anty-Balcerowicza”. I w we wtorek Morawiecki tę rolę odgrywał, cytując Piketty’ego. Uprawiał przed średnio zainteresowaną publicznością swój „teatr ogromny” własnego ego.