Czy opozycja pomoże PSL bronić samorządności?

Ta władza zostanie na dłużej, czyli co najmniej na trzy kadencje. Tak mówi „Rzeczpospolitej” Witold Waszczykowski, wciąż minister spraw zagranicznych. I pewno wie, co mówi, bo codziennie przychodzą nowe złe wiadomości w sprawie ustawiania kodeksu wyborczego pod jak najdłuższe rządy PiS.

Najnowsza dotyczy przymiarek do skasowania bezpośrednich wyborów włodarzy samorządów. Czyli burmistrzów, prezydentów, wójtów wybierałyby znowu rady, co znacznie osłabiłoby ich mandat i możliwości samodzielnego działania.

Można zrozumieć, że dwa lata propagandy pisowskiej znieczuliło część społeczeństwa w sprawach ustrojowych. Że konstytucja, trójpodział władzy, niezależność sędziów od polityków to nie jest coś, co uruchamia w nich polityczny odruch samoobronny.

Ale ordynarne manipulowanie ordynacją wyborczą? To przecież naprawdę ludzi dotyczy całkiem bezpośrednio. Jeśli to ich nie zaniepokoi, to co? Na dodatek nic im nie grozi. PiS nie jest w stanie odebrać 500+ tym, którzy świadczenie pobierają, lecz zagłosują na opozycję, bo się wkurzą, że tracą bezpośredni wpływ na to, kto u nich rządzi.

PSL walczy z PiS o przeżycie w Polsce wiejskiej i mobilizuje swój topniejący elektorat do obywatelskiej akcji kontroli wyborów. Czy Platforma i inne ugrupowania dołączą? To być może ostatnia szansa dla Kukiz’15, by udowodnili, że są wierni JOW-om. Taki wspólny front w obronie samorządności przed zakusami PiS to byłoby dla Kaczyńskiego wyzwanie porównywalne z „czarnymi parasolkami”.

Jeśli PiS chce rządzić co najmniej trzy kadencje, to musi mieć kontrolę nad wyborami i nad sędziami. I o to chodzi w demolowaniu obecnego ładu konstytucyjnego. Owszem, dziś PiS jest silny, nie musiałby manipulować przy wyborach parlamentarnych, ale za dwa lata, za sześć, za dziesięć? Dlatego kują żelazo, póki gorące.