Dynia satanistów

Mamy nasze nieoficjalne narodowe święto Wszystkich Świętych, jedyne takie w Europie. Ponad wszelkimi podziałami mieszkańcy Polski milionami odwiedzają groby. Wieczorem na prawie każdym katolickim cmentarzu w naszym kraju na znak pamięci i solidarności z naszymi zmarłymi zapalamy znicze. I pięknie.

Ale niektórym w Kościele to nie wystarczy. Chcą przy tej okazji zwalczać pogaństwo i satanizm, ostrzegać katolickich rodziców przed opętaniem, do jakiego może prowadzić zabawa w duchy, która przywędrowała do nas z krajów anglosaskich pod nazwą Halloween (czyli dzień wszystkich świętych) i zapuszcza w Polsce korzenie.

Dowodem nie tylko dzieci przebrane za duchy, ale i dynie wystawiane przy szosach czy w sklepach. Niektóre odpowiednio naszykowane do zapalenia w ich wnętrzu lampek. Komu to może przeszkadzać? Okazuje się, że wielu. Całkiem poważnie.

Oto ksiądz egzorcysta udziela wywiadu poważnej Katolickiej Agencji Informacyjnej na temat „praktyk haloweenowych”. Ostrzega, że mogą być wstępem do opętania i kryją się za nimi sataniści. W złym pakiecie są także, a jakże, Harry Potter i sama dynia.

Sto razy pytano psychologów, czy to prawda, że baśnie o młodym czarodzieju lub zabawy w przebieranie się za duchy są zagrożeniem dla dzieci czy dorosłych. I sto razy odpowiedzi, że nieprawda, były ignorowane przez katechetów i księży. Wywiad z ks. Grefkowiczem to kolejny przykład tej bulwersującej postawy.

Nie ma się co łudzić, że kiedykolwiek sytuacja się zmieni w Kościele, zwłaszcza w Polsce, bo nie w każdym rosną szeregi egzorcystów tak jak u nas. Bo u nas w takich sprawach rozum i poczucie proporcji w Kościele i w katolickiej klasie politycznej przestaje działać.

Bo nagle pojawia się retoryka „nasze/nienasze”, tak jakby na polskich ziemiach nie było kiedyś (czasem wcale nie tak dawno temu) „pogaństwa”, czyli słowiańskiej rdzennej religii, jakby Kościół nie przejmował jej elementów (nie mówiąc o samym Bożym Narodzeniu), jakby Mickiewicz nie napisał „Dziadów”, jakby polskie dzieci nie bały się może bardziej niż dyni krucyfiksów i obrazów przedstawiających krwawą mękę Jezusa.

Za każdym razem, gdy dociera do nas z Zachodu jakiś tamtejszy popularny obyczaj, na przykład walentynki, Kościół jest od razu na nie, tak jakby Polak katolik w takich sytuacjach zawsze musiał dawać odpór „obcemu”. Więc mobilizuje wiernych: oni mają dynie i duchy, a my marsze Wszystkich Świętych. A „pogański” obyczaj i tak się przyjmuje.