Caracas w Warszawie?

Niszczenie demokracji wenezuelskiej pod rządami rewolucyjnej lewicy prezydenta Maduro śledzimy z zapartym tchem w Polsce. Nic dziwnego, bo widać też podobieństwa z sytuacją polityczną w naszym kraju. Pisali o tym w POLITYCE Artur Domosławski i Daniel Passent. Ale wydarzenia w Caracas dalej inspirują.

Po pierwsze, jako przykład, że socjalizm łatwo przepoczwarza się w dyktaturę, ilekroć zaczyna mieć kłopoty gospodarcze wynikające z ignorowania zasad ekonomii, a ludzie zaczynają się domagać oddania władzy w ręce przywódców bardziej kompetentnych.

Po drugie, jako przykład, że demokrację niszczy się wszędzie podobnymi metodami, to znaczy likwidując trójpodział władzy i podporządkowując państwo nie prawu, lecz jednostce uznanej arbitralnie za politycznego mesjasza.

Czy w Polsce może dojść do scenariusza wenezuelskiego? Czyli do sfałszowania wyborów, aresztowania w środku nocy liderów opozycji, zainstalowania konstytuanty złożonej wyłącznie z deputowanych popierających plany obozu rządzącego, aby uchwalić nową konstytucję pozwalającą mesjaszowi rządzić w nieskończoność.

Czy może u nas dojść do kampanii propagandowej przeciwko Unii Europejskiej i innym państwom zachodnim pod hasłem, że spiskują przeciwko rewolucji ludowej? To wszystko dzieje się dziś w Wenezueli. Od kwietnia ponad 70 ofiar śmiertelnych po stronie antyrządowej, 5000 zatrzymanych, ponad tysiąc wciąż siedzi. U nas nie przekroczono jeszcze punktu granicznego: państwo nie użyło jawnej i zmasowanej przemocy przeciwko protestom obywatelskim, opozycja nie wezwała do majdanu ani szturmu koszar. To ogromna różnica. Na szczęście.

A jednak są niepokojące analogie. Obecna władza i jej propaganda starają się osłabić opozycję pełzającymi szykanami policyjnymi i atakami w mediach. Zwraca się przeciwko Unii Europejskiej, gra kartą antyniemiecką, kpi z Brukseli, demonizuje i prowokuje liderów Unii nawołujących do przywrócenia praworządności.

Podobnie reżim Maduro: gra kartą antyamerykańską i antyzachodnią (UE, Wlk. Brytania). Przemilcza krytykę ze strony innych państw latynoskich w taki sposób, w jaki pisowska Warszawa przemilcza krytykę jej poczynań ze strony amerykańskiego Departamentu Stanu, zbieżną z krytyką Komisji Europejskiej. W obu przypadkach efekt jest podobny: postępująca izolacja międzynarodowa. Ale jest też efekt wewnętrzny: wzrost poparcia dla PiS w Polsce i dla chavistów w Wenezueli. I to on decyduje o dalszym rozwoju wydarzeń politycznych. Władza czująca masowe poparcie nie będzie się cofać.

Mamy dziś globalną dyskusję, na jakim etapie znajduje się nasz świat, ten zachodni, do jakiego aspirowaliśmy w PRL i po 1989 r. Czy to już lata trzydzieste, czy może „dopiero” dwudzieste: Hitler czy Mussolini? Kiedy i gdzie wybuchnie wojna światowa? Bo przecież ona wisi w powietrzu tak samo, jak po długiej epoce liberalnej demokracji i globalnej gospodarki wiszą w powietrzu autorytaryzm i etatyzm w gospodarce.

Tak się nie musi stać, oczywiście. Historia nie jest wynikiem spisków, nie powtarza się mechanicznie i w szczegółach, chyba że jako farsa. Tu nie chodzi o biadolenie, zarażanie depresją. Chodzi o odwagę niezależnego myślenia. Takiego, co nie ulega ani propagandzie sukcesu, ani propagandzie klęski. Bo tylko ono może nas jakoś przygotować na złe scenariusze typu wenezuelskiego. Jak mówi prof. Timothy Snyder: Wierzmy w prawdę, a nie w czyjąkolwiek propagandę, postprawdę, fake-newsy.