Biją obcych

W ankiecie POLITYKI o tym, jak Polacy widzą sami siebie, najwięcej pytanych odpowiada, że pierwsza cecha Polaków to gościnność.

Mam w rodzinie kuzyna, młodego muzyka, o ciemnej karnacji i ciemnych oczach, rdzennego Polaka. W centrum Krakowa w biały dzień usłyszał od przechodnia w średnim wieku, a więc nie od młodocianego chuligana: wypier… do swojego kraju, brudasie.

Ale to jest mój kraj, odpowiedział chłopak.

Zakończyło się na wymianie zdań. Ale pod Płońskiem po meczu piłki nożnej grupa chuliganów wzięła się do bicia Izraelczyków, odczekawszy, aż odjedzie policja pilnująca porządku. Incydent momentalnie trafił na czołówki mediów w Izraelu. Jako przykład, że antysemityzm w Polsce jest wciąż żywy.

Rozgłos globalny zyskał transparent z innego meczu piłkarskiego. W rocznicę wybuchu powstania warszawskiego napisano na nim wielkimi literami, że Niemcy wymordowali 160 tys. mieszkańców Warszawy, w tym dzieci.

Wymordowali, lecz nie ci, którzy dziś odwiedzają Polskę. Oni nie ponoszą za te zbrodnie osobistej odpowiedzialności, tak jak polski muzyk nie ponosi odpowiedzialności za swój typ urody, a Izraelczycy z ekipy piłkarskiej nie ponoszą odpowiedzialności za zbrodnie funkcjonariuszy UB żydowskiego pochodzenia.

Z danych wynika, że liczba napaści werbalnych i fizycznych na cudzoziemców odwiedzających nasz kraj wyraźnie rośnie pod rządami PiS. Mówi się o klimacie przyzwolenia. Polega on na tym, że rząd nie potępia takich incydentów zdecydowanie i za każdym razem. A powinien. Rząd brytyjski zawsze interweniuje w takich sytuacjach, niezależnie od tego, kto pada ofiarą przemocy: Polak czy muzułmanin.

Kraj, w którym hajluje się w centrum stolicy, opluwa muzułmankę na szkolnej wycieczce poświęconej Holokaustowi, atakuje Żydów, ponosi stratę moralną i wizerunkową. Moralna jest ważniejsza. Przyzwolenie na przemoc symboliczną i fizyczną ma swoje destrukcyjne konsekwencje dla życia społecznego.

Dla dotkniętych przemocą to często zawalenie się ich całego świata. Odbudować zaufanie do innych jest im bardzo trudno. Zwłaszcza gdy szkoła, Kościół, państwo się od nich odwracają, bagatelizują ich traumę, a nawet z niej drwią lub dezawuują działalność organizacji obywatelskich zajmujących się przestępstwami z nienawiści do innych tylko dlatego, że są inni.

Gdy ktoś w dobrej wierze poradził młodemu Polakowi zbluzganemu w Krakowie, by może skrócił sobie brodę, ten zaprotestował. Słusznie. To by oznaczało, że winna jest ofiara, a nie agresor.