Pierwszy dzień Trumpa

Mam wrażenie, że jestem w Polsce po podwójnej wygranej PiS. Wyleciałem do Stanów w dniu inauguracji Trumpa. Pierwszego dnia jego urzędowania znalazłem się w Kalifornii. W Oakland, niedaleko od mojego miejsca pobytu, od rana gromadziły się tłumy protestujące przeciwko Trumpowi. Włączyłem telewizję CNN: marsze w obronie praw kobiet w wielu większych miastach, od Seattle po Nowy Jork.

W Waszyngtonie tłumy demonstrantów sparaliżowały główną arterię stolicy. Ludzie wymachują plakatami: Lock him up! – aluzja do słów Trumpa podczas kampanii, że powinno się wsadzić do pudła jego rywalkę Hillary Clinton. Atmosfera raczej wiecu niż marszu. Nie ma zgody na Trumpa. Trump to hańba dla Ameryki.

Oczywiście na tych marszach polityczna czy obywatelska Ameryka się nie kończy. Te setki tysięcy ludzi, głównie młodych, wyległy na ulice, bo są wściekli, że to nie Hillary czy Bernie Sanders, ale Trump objął urząd. Nie zostali oderwani od żadnego koryta, jakby ich w Polsce nazwał zwolennik PiS, tylko szukają pocieszenia i wsparcia, bo wyznają inne wartości niż wyborcy Trumpa.

Ale Trump też ma zwolenników. Przyszli tłumnie na inaugurację w Waszyngtonie wyrazić swoją radość, że Ameryka znów będzie wielka. Na marsze w obronie praw kobiet nie stawiły się kobiety, które głosowały na Trumpa. Głosowały mimo jego obrażających kobiety wypowiedzi. Podobno Trump miał większość wśród białych mężczyzn i białych kobiet.

Tak jak u nas, Ameryka rozpada się na różne światy kulturowo-społeczne. Na miliardera Trumpa, który bierze do rządu innych miliarderów, głosowali ludzie zubożali wskutek globalizacji. A Partia Demokratyczna, ich tradycyjny polityczny reprezentant, nie potrafiła dotrzeć do tej grupy wyborców i chyba dalej nie ma pomysłu na to, co ma robić w Ameryce Trumpa.

Przez cały pierwszy dzień Trumpa w mediach – znów zupełnie jak w Polsce – idzie spór o liczby: jak masowe poparcie ma nowa władza. Trump się złości na media, że pokazują dla porównania zdjęcia ogromnych tłumów z inauguracji Obamy (2009) ze zdjęciami z piątkowej inauguracji Trumpa: tłumy wyraźnie mniejsze. Temu tematowi swoje pierwsze spotkanie z mediami poświęca sekretarz prasowy Trumpa, atakując je za manipulacje. Rzecz niebywała.

Drugi temat w mediach to relacje nowego prezydenta ze służbami specjalnymi. Na spotkaniu z nimi atmosfera wydawała się cieplejsza, ale do jakiejś normalizacji chyba jeszcze daleko. Na razie Ameryka Trumpa to przede wszystkim masa wzajemnej nieufności. Nie widać ani woli, ani chęci, ani możliwości, by miał się zacząć proces społecznego pojednania. Jak w Polsce – podziały sięgnęły bruku. Jak z tego ma powstać ta wspaniała Trumpowska Ameryka?