Normalny patriotyzm

W Londynie oglądam uroczystość Dnia Pamięci o poległych w wojnach obywatelach Brytanii. Piękny słoneczny dzień. Niebieskie niebo. W południe dwie minuty ciszy. Jak w Polsce, a jakże inaczej.

Wieńce składają królowa, jej mąż i rodzina. Później politycy. Premier idzie ramię przy ramieniu z liderem opozycji. Obok siebie stoją czterej byli premierzy, prawicowi i lewicowi. Anglikański biskup nie wygłasza mowy ku czci aktualnego rządu, lecz modli się za poległych w obronie ojczyzny. Razem z nim modlą się uczestnicy ceremonii i publiczność.

To pierwszy taki Dzień Pamięci po Brexicie. Trudno o tym nie pamiętać, gdy patrzy się, jak wieniec w kolorze maków z pól Flandrii składa przedstawiciel Szkockiej Partii Narodowej. Nie wiadomo, czy Unia Szkocji z Anglią się utrzyma, ale dziś nie chodzi o politykę bieżącą, tylko o poczucie wspólnej historii. To poczucie oznacza, że nie urządza się iluś oddzielnych uroczystości narodowych, tylko jedne wspólne. Ponad podziałami.

Może tak być, że społeczeństwo głęboko podzielone, jak Brytyjczycy po Brexicie, ocala resztki zdrowego rozsądku i zaufania i potrafi się jednoczyć wokół liderów i symboli. Może taki zdrowy odruch samozachowawczy odezwie się kiedyś w Polsce.