Czy lud broniłby Kaczyńskiego jak Erdogana?

Lud turecki uratował Erdoğana. Czy w Polsce zwolennicy posła Kaczyńskiego też by z gołymi rękami poszli na czołgi w jego obronie?

Polska pod obecnymi rządami PiS przypomina Turcję pod rządami partii Erdoğana. Społeczeństwo jest głęboko podzielone tymi rządami. Biedniejsi je popierają, elity w mniejszym stopniu. Nawet retoryka polityczna obu partii jest podobna. AKP, partia Erdoğana, nazywa się „Partią Sprawiedliwości i Rozwoju” i ma podobną orientację: populistyczno-konserwatywną.

AKP stopniowo odchodzi od kemalizmu, choć portrety Ojca Turków, Kemala Paszy, wciąż wiszą w gmachach państwowych. Odchodzi w kluczowym punkcie: rozmywa rygorystyczny rozdział państwa i religii. Religia, którą kemaliści uważali za przeszkodę na drodze do nowoczesności i postępu w stylu zachodnim, wraca do łask.

Erdoğan nałożył też kaganiec mediom i zmarginalizował sąd konstytucyjny. Zasłynął powiedzeniem, że demokracja to tylko przystanek, na którym można wysiąść, bo liczy się tylko wola narodu.

Erdoğan kluczy w innej podstawowej sprawie: czy widzi Turcję jako lojalnego sprzymierzeńca Zachodu? Nawet co do puczu wojskowego oba kraje zostały nimi dotknięte: Turcja czterokrotnie, jeśli dodamy piątkowy – już pięciokrotnie, Polska – raz w II RP (zamach majowy), raz w PRL (13 XII 1981). W obu krajach wojsko interweniowało z powodów politycznych, w imię „ocalenia ojczyzny”.

W III RP odwołany przez Sejm premier Olszewski przypisał upadek swojego rządu nie destabilizacji państwa wywołanej lustracyjną tzw. listą Macierewicza, lecz spiskowi swoich politycznych przeciwników. Krążyły plotki o rzekomych ruchach wojsk MSW na rozkaz Macierewicza, szefa MSW w rządzie Olszewskiego.

W Turcji ekipa Erdoğana obwinia za próbę jej odsunięcia od władzy zwolenników przebywającego na emigracji w USA przywódcy duchowego Fethullaha Gülena (który od razu potępił próbę puczu).

Ale analogie nie znaczą, że podobny scenariusz powtórzy się w Polsce. Nie wyobrażam sobie, by choćby część wojska zbuntowała się przeciwko ministrowi Macierewiczowi czy rządowi prawicy pisowskiej. Od użycia siły odżegnuje się też słusznie Komitet Obrony Demokracji.

Bunt wojska byłby katastrofą w kraju i na arenie międzynarodowej. Nie należy tego Polsce życzyć, bo Polska to coś znaczne więcej niż rząd tej czy innej partii. Mam nadzieję, że wojsko na długo zapamiętało lekcję stanu wojennego, kiedy musiało stanąć na rozkaz generałów przeciwko części społeczeństwa.

A skoro do puczu nie dojdzie, lud propisowski nie będzie musiał zdawać egzaminu z lojalności względem Kaczyńskiego. Nie przekonamy się więc, czy by go zdał tak jak zwolennicy Erdoğana.