Cóż po Petru w czasie marnym?
Po niedługim pobycie zagranicznym zastałem w Polsce dyskusję o spotkaniu sejmowym partii rządzącej z opozycją. Na pierwsze pytanie, czy opozycja powinna w nim wziąć udział, odpowiadam: powinna.
Na drugie, czy była sukcesem dla opozycji, dopowiadam: raczej nie. O sukcesie może mówić prezes Kaczyński, któremu udało się podtrzymać wrażenie, że w polskiej polityce idzie ku lepszemu.
Nie, nie idzie ku lepszemu. Przejrzałem gazety. Tam pełno o ziobryzmie, czyli siłowym podejściu w rządzeniu wymiarem sprawiedliwości. Doniesienia prasy opozycyjnej nie pozostawiają wątpliwości, że żadnego dialogu nie ma, są tylko jego pozory.
Przymilanie się do prezesa przez panów Czarzastego i Petru uważam za błąd polityczny. W przypadku Czarzastego chodzi o ratowanie resztek SLD-owskiej lewicy. W tym przynajmniej jest jakiś sens taktyczny, lecz na dłuższą metę samo przymilanie się nie pomoże tych resztek uratować, uratuje na chwilę tylko aparat partyjny.
W przypadku Petru nie widać żadnego sensu. Przeciwnie, stanowisko zajęte przez lidera Nowoczesnej jest sygnałem, że opozycja parlamentarna dalej mówi różnymi głosami w sprawie zasadniczej.
Leszek Balcerowicz w swej najnowszej książce zdefiniował ją jako uratowanie Polski przed skutkami rządów PIS. Czy lider Nowoczesnej czytał książkę swego mentora?
Tak naprawdę od spotkania u marszałka Kuchcińskiego nic się nie zmieniło politycznie. Nadal najważniejszy jest kryzys konstytucyjny wokół Trybunału. Nic się też nie zmieniło w sprawie warunków brzegowych: pani premier powinna wydrukować orzeczenie TK w sprawie znowelizowanej ustawy na jego temat. Prezydent powinien zaprzysiąc trzech legalnie wybranych sędziów TK. Tylko tyle i aż tyle.
Komentarze
Stara Ustawa TK z 29/04/1985r, (znowelizowana później 01/08/1997), rok 1989 wiadomo okrągły stół, przełom, itd. 17/10/1992r uchwalono ustawę konstytucyjną (tzw. Mała Konstytucja).
Nie ma jeszcze Konstytucji RP, ale TK orzeka na podstawie ustawy o zgodności uchwalanych przez Sejm ustaw m.in. z Mała Konstytucją.
Wniosek TK działa w oparciu o ustawę. Jeżeli by tak nie było to należałoby zapytać, dlaczego w ogóle i to ostatecznie orzekał przed uchwaleniem samej Konstytucji RP. Dlatego Konstytucja RP z 02/04/1997 określa co TK ma robić art. 188, a nie jak ma to robić art. 197. Na podstawie tego (chyba) widać jak ma pracować TK przynajmniej historycznie. Nie zwalnia to (i znowu chyba) z opublikowania ostatnich orzeczeń TK.
Petru wybrał inną strategie od PO i się o nią potknął. Ale JK wcale nie jest wygrany. Timmermans słysząc o rozmowach świetnie wiedział, że są fikcją. Jednak jest graczem dużo lepszym bo zaraz dodał – świetnie, przyjeżdżam za 2 tygodnia i zawieramy kompromis. W ten sposób JK dał ciała a nie wygrał niczego.
Panie Redaktorze, odnoszę wrażenie, że traktuje Pan robienie polityki jako czysto gabinetowe zajęcie, w oderwaniu od ludzi, którym powinna służyć i w konsekwencji bez ich udziału. W efekcie popełnia Pan ten sam bład, który, jak pokazuje historia, a także ostatni przykład Platformy Obywatelskiej, prowadzi do klęski ustabilizowanych elit politycznych. Rodzaj skostnienia – my oblatani w polityce, wiemy lepiej.
Pisałem poprzednio i też – jak Pan Redaktor – podtrzymuję swoje stanowisko (tzn. odmienne od Pańskiego), że polityczną naiwnością są jakiekolwiek próby porozumienia się z obecną ekipą kierowniczą kraju.
W obecnych warunkach, żeby być liczącym się partnerem do rozmów trzeba mieć możliwość przekonywującego argumentowania, co oznacza posiadanie środków efektywnego wymuszania na ekipe rządzącej pożądanych ustępstw. Realistyczna ocena obecnego układ sił wykazuje, że opozycja wciąż jeszcze jest bezzębna. Jeśli uwzględnić lekceważącą arogancję ze strony kierowniczej trudno zakładać, że mają oni jakiekolwiek (a już na pewno nie wspólne) dobro na celu. Z punktu widzenia interesów opozycji takie rozmowy to trochę jak sztuka dla sztuki. Poprostu mądra zasada – „lepiej rozmawiać, niż nie rozmawiać” – podlega wyjątkom (tak jak wiele innych praw czy reguł).
Jest miejsce do rozmowy – Sejm (sala obrad, komisje) – i tu, po zasięgnięciu opinii wyborców – trzeba punktować. Wszystkie inne formy prób zbliżenia skazane są z góry na medialną propagandę zwycięskiej racji strony rządzącej i na sromotną klęskę naiwnych.
„Na szczęście „formuła Bugaja” działa ze stuprocentową skutecznością. Przypomnę słowa znanego ekonomisty: „jak już zaczynam mieć dosyć PiS-u to sobie czytam »Gazetę Wyborczą« i natychmiast mi przechodzi”
„Nadal najważniejszy jest kryzys konstytucyjny wokół Trybunału. Nic się też nie zmieniło w sprawie warunków brzegowych: pani premier powinna wydrukować orzeczenie TK w sprawie znowelizowanej ustawy na jego temat. Prezydent powinien zaprzysiąc trzech legalnie wybranych sędziów TK. ”
Naprawde to sa najwaznejsze polskie sprawy? Jesli tak to p.Kaczynski nastepne wybory ma wygrane juz dzis.
I jeszcze zabawnostka; w tekscie pada sformulowanie „prasa opozycyjna” .
Ktora to, prosze napisac?
Ktora to zamiast opisywac rzeczywistosc jest narzedziem walki o waaadze?
Dobra polityka musi utrzymywać choćby najbardziej chwiejny, ale jednak stojący most. Pan Petru, odsądzany przez Państwa, dziennikarzy, „od czci i wiary”, może jeszcze niezgrabnie, ale jednak stara sie ten most utrzymywać „przy życiu”. Nie można Pana K. przyciskać do ściany, bo może stać się nieobliczalny.
Natomiast tarcia pomiędzy Nowoczesną i PO są rzeczywiście infantylne i jeszcze mało zrozumiałe, ale, być może, wszystko jeszcze się ułoży i wszyscy na razie uczą się funkcjonować w warunkach „blitzkrieg-u” o niespotykanej dotąd skali z redefiniowanymi pseudoprawami logiki, stosowanymi przez propagandę PiS-u.
W tego typu sytuacjach przywołuję zwykle postawę margrabiego von Ansbacha (E. Fetting) jako opozycję von Hollsteina (J. Zakrzeński) z serialu „Czarne chmury”. Bardziej szlachetna i dużo starsza jest z pewnością maksyma Naszego Uniwersytetu „Plus ratio quam vis” ale polityka zmusza często do „babrania się w intrygach”. Warto to jednak robić dyskretnie, finezyjnie i „w białych rękawiczkach”. Jest to dużo skuteczniejsze niż „walenie młotem na odlew”. We współczesnych czasach dowodził tego często H. Kissinger, a po blamażu akcji komandosów w Iranie, także Z. Brzeziński.
Widać, że Petru ma mało doświadczenia i żywi złudzenia co do intencji Kaczyńskiego. Schetyna tych złudzeń nie ma, ale brak mu przebojowości i charyzmy Tuska, który oprócz Wałęsy był jedynym politykiem zdolnym zapędzić Kaczyńskiego do narożnika. Prócz tego Petru usiłuje grać na własną rękę, a bez poparcia Platformy nic nie zdziała.
Obecność – bo trudno to nazwać to działalnością pana Petru w polityce polskiej jest prostym sposobem na załatwienie PiSowi drugiej kadencji. I to bez oszustw wyborczych lub choćby manipulacji przy ordynacji. Zresztą kurs PO (via kruchta) obrany przez Schetynę także wiedzie w tą stronę. Obie partie mentalnie są tak samo zapyziałe jak PiS z tą różnicą, że PiS jest zwyczajnie chamski demonstrując swoją zapyziałość a Petru i Schetyna robią to ugarniturowani. Petru to żadna alternatywa – on tylko ma być reprezentantem urażonej (,,okradzionej”) banksterki wobec PO. Balcerowicz wie, że ze względu na swoje rzekome ,,zasługi” dla naszego społeczeństwa jest niewybieralny dla większości więc wystawił swoją sympatyczniejszą protezę.
PiS dobrze wie, że swojego wyboru nie zawdzięcza temu, że WIĘKSZOŚĆ społeczeństwa marzy o zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej albo ,,wyjaśnianiu sztucznej mgły/trotylu” (to zapewne ekscytuje jaki 1% skończonych maniaków prawackich) ale KWESTIOM SOCJALNYM ze szczególnym naciskiem na WYZYSK pracowników (a nie jak by powiedzieli miłośnicy neoliberalizmu – oczekiwania na mannę z nieba), z którymi przez osiem lat PO nie była w stanie ,,nic zrobić” bo ,,się nie dało”. Gdy w trakcie kampanii okazało, że to będzie główna oś kampanii, nagle PO doznała olśnienia i ,,była w stanie podziałać w tej kwestii”. Dziś PiS bezbłędnie rozpoznało, że Petru to pudel banksterki a PO to partia schyłkowa więc za w czasu rozbraja najgroźniejszą dla siebie bombę – TĄ Z LEWEJ STRONY.
Wyzysk pracowników i narastające rozwarstwienie są ZAGROŻENIEM DLA DEMOKRACJI, o czym świadczy wynik wyborów 2015r. To co robi KOD to tylko walka z objawami choroby. Trzeba było miast upajać się ,,zieloną wyspą” zwalczać umowy śmieciowe i niegodziwe warunki zatrudnienia, dziś nie byłoby potrzeby ,,walczyć o demokrację”.
mam taką sugestię, żeby zamiast czytać gazety, pójść na targ i zrobić samemu zakupy.
dlaczego? dlatego, żeby wyjść z zaklętego kręgu życia wirtualnego + rozmów z dobrze znanym zestawem ludzi, z którymi się Pan zgadza. Od nich nie dowie się Pan, co się dzieje w kraju. dowie się Pan tego zstępując na ziemię i rozmawiając z ludźmi, o których na co dzień Pan pisze, ale od których jest Pan już zbyt daleko, żeby ich zrozumieć.
wtedy wszystko się rozjaśni i dowie się Pan nareszcie dlaczego stało się to, co się stało, dlaczego dzieje się to, co się dzieje, a nawet być może, co będzie dalej 😉