Nowy wróg Kościoła?

Pod kościelny pręgierz trafił Henryk Woźniakowski, prezes renomowanego katolickiego wydawnictwa ZNAK, ważna postać ruchu katolickiej inteligencji KIK.

Skrytykował Woźniakowskiego sam sekretarz generalny episkopatu bp Artur Miziński. Winę w oczach hierarchy wydawca, publicysta i tłumacz zaciągnął artykułem przedstawiającym polityczną sytuację w Polsce i w polskim Kościele. Co gorsza (z punktu widzenia bp. Mizińskiego), tekst ukazał się w czasopiśmie Konferencji katolickich Episkopatów Unii Europejskiej.

Woźniakowski napisał go na prośbę szefa „Europe Infos” o. Daly’ego, zarazem szefa owej Komisji, będącej forum porozumiewawczym episkopatów unijnych. (Tak, tak, ta „bezbożna” i „lewacka” Unia ma stałe kontakty robocze z biskupami Europy, z których obie strony są zwykle zadowolone).

OK, biskupowi artykuł może się nie podobać i nie to budzi konsternację. Konsternację budzi postawa zajęta przez bp. Mizińskiego. Stwierdziwszy, że artykuł polskiego publicysty jest „nieobiektywny”, sugeruje, by o. Daly zdjął go z portalu czasopisma!

To jest przykład podejścia ludzi Kościoła do mediów i ich niezależności. Polskiemu biskupowi nie przychodzi do głowy, że redakcja może sobie takich sugestii nie życzyć, bo są ingerencją w jej wewnętrzne sprawy.

Pismo, nawet kościelne, powinno mieć takie same prawa jak prasa świecka. Prawo to obejmuje własną politykę redakcyjną (zamawiamy u tego, kogo uważamy za autora zdolnego do podjęcia tematu, który nas interesuje – i nie konsultujemy się w tej sprawie z władzą kościelną. Nasza odpowiedzialność, nasze ryzyko).

Według biskupa to nie jego list jest ingerencją w sprawy czasopisma, lecz tekst Woźniakowskiego. Dlaczego? Bo przedstawia punkt widzenia, który się Mizińskiemu nie spodobał. Takie podejście czyni z mediów kościelnych wykonawcę polityki episkopatu, a nie forum swobodnej dyskusji o sprawach Kościoła. Biskup może napisać polemikę z tekstem i tyle.

Woźniakowski wspomina, że Kościół w Polsce nie wydał oświadczenia w sprawie wydarzeń, jakie mają miejsce w polskiej polityce. Słusznie. Było wiele okazji, by polscy biskupi zabrali głos w sprawie upolitycznienia Kościoła w Polsce po partyjnej linii PiS.

Owszem, zdarzały się chlubne wyjątki, lecz nie mają one tej wagi co wspólny list pasterski episkopatu, a tego jak nie było, tak nie ma. Wiadomo, że nie będzie, bo episkopat nie byłby w stanie nazwać rzeczy po imieniu przed opinią publiczną.

Jeśli katolicy pokroju Woźniakowskiego, syna prof. KUL Jacka Woźniakowskiego, założyciela ZNAKU, w którym wydawali m.in. Jan Paweł II, Jerzy Turowicz i ks. Józef Tischner, tak są dziś traktowani przez przedstawiciela episkopatu, to znaczy, że Miziński celowo lub z ignorancji lekceważy nie tylko samego pana Henryka, lecz także ogromny intelektualny dorobek środowisk ZNAKU i „Tygodnika Powszechnego”. Błąd! Na samym Radiu Maryja Kościół daleko nie zajedzie.